piątek, 7 września 2012

Najlepsze filmy festiwalu w Wenecji



Choć festiwalowy werdykt poznamy dopiero jutro, już teraz przedstawiam swoją listę życzeń i subiektywny wybór najlepszych filmów festiwalu. Uzasadnienia decyzji pozostaną lapidarne, ale tylko dlatego, że już niebawem przyjdzie czas na znacznie bardziej złożone podsumowania. Zapraszam!


Złoty Lew dla najlepszego filmu: "Raj: wiara" (Paradise: Faith), Ulrich Seidl






"Viridiana" dla oldbojów, czyli film o napięciu między pruderią a perwersją. Błyskotliwy suplement dla "Jezu, ty wiesz". Najlepszy z fabularnych filmów Ulricha Seidla.


Grand Prix: "Spring Breakers", Harmony Korine


 

Wielki powrót Harmony'ego Korine'a. Krytyka popkultury dokonana przy mistrzowskim użyciu jej własnego języka.


Najlepszy reżyser: Olivier Assayas, "Apres Moi" ("Something in the Air")



Znakomicie opowiedziany film o dojrzewaniu w atmosferze politycznej gorączki. Młodzieńczy idealizm łączy z inteligentną ironią


Wyróżnienie: Brillante Mendoza "Thy Womb" (Sinapupunan)- Zaskakująca przemiana Mendozy z badacza przemocy w podejrzliwego etnografa. "Przełamując fale" i "Monsunowe wesele" w jednym


Najlepszy scenariusz: Paul Thomas Anderson "The Master"



Dekonstrukcja amerykańskich mitów dokonana w sposób jeszcze bardziej przejrzysty niż w "Aż poleje się krew". Najlepszy film Paula Thomasa Andersona obok "Magnolii".


Wyróżnienie:  Marco Bellocchio, Veronica Raimo, Stefano Rulli "Bella addormentata"- Niepozbawiony buntowniczego pazura film włoskiego klasyka, który wpisuje intymny dramat w kontekst polityczny.


Najlepszy aktor: James Franco "Spring Breakers"




Najlepsza aktorka:  Maria Hofstätter "Raj: wiara"




Najlepszy film spoza konkursu: "Me Too" Aleksieja Bałabanowa




Pijacki "Dekameron" i senny koszmar Andrieja Tarkowskiego. Skarykaturyzowana "Strefa" służy reżyserowi za przestrzeń okrutnie ironicznej bajki o poszukiwaniu szczęścia. A wszystko w oparach podłej wódki, rubasznych dowcipów i rockowych ballad.


Złoty Paw dla najgorszego filmu festiwalu: "To The Wonder" Terrence'a Malicka 



"Drzewo życia" z bizonami zamiast dinozaurów i egzaltacją uzupełniającą zwyczajowy patos. Połączenie katolickiej mszy, grafomańskiego wiersza i spotu sieci Ikea

2 komentarze:

  1. Mimo wszystko czekam na "To the wonder" choć pewnie w wersji kinowej się nie doczekam. Raczej będzie ciężko o dystrybutora. Ale mnie Malick zachwyca, kupuję jego styl w pełni, nawet jeśli to tylko kiepska wydmuszka. Ja odnajduję w jego filmach właśnie to, czego szukam.
    Czekam też na "Mastera", choć opinie o tym filmie znajduję całkiem skrajne. Ale Anderson to jest gość, który potrafi robić znakomite filmy i myślę, że warto mu zaufać.
    Zainteresowało mnie też "Me too". Wcześniej o tym filmie nie słyszałem, a z tego co piszesz, zapowiada się intrygująco.
    Przeciętnemu widzowi przyjdzie jeszcze pewnie trochę poczekać, niektórych filmów może w ogóle nie będzie okazji zobaczyć, ale kto wie. Może się uda.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Z "To The Wonder" nie byłbym taki pewien. Magia nazwiska i niedawnej Złotej Palmy wciąż działa, więc sądzę, że któryś z dystrybutorów jednak się skusi. I poniesie spektakularną porażkę :).

    Wierzę, że każdy z filmów, które wymieniłem absolutnie zasługuje, żeby pokazać go polskiej publiczności. Jeśli nie w kinach, to przynajmniej na festiwalach. Z Bałabanowem nie powinno być akurat problemu, bo cieszy się w Polsce względną popularnością.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń