sobota, 28 grudnia 2013

W niewoli tandety - recenzja "Kamerdynera" Lee Danielsa







„Kamerdyner” to film zniewolony przez schematy kina biograficznego. Lee Daniels z buntownika przemienił się w pokornego sługę hollywoodzkiego imperium. Opowiadana przez amerykańskiego reżysera historia obyczajowej rewolucji odsłania paradoksalny reakcjonizm. Film Danielsa to nic innego jak ciąg bohomazów układających się w laurkę na cześć amerykańskiej demokracji. „Kamerdyner” okazuje się jednocześnie patetyczny jak Deklaracja Niepodległości i obciachowy niczym wąsy Wuja Sama. Wrażenie irytacji pogłębia jeszcze koszmarna postawa obsadzonego w roli tytułowej Foresta Whitakera. Wybitny skądinąd aktor tym razem sprawia wrażenie jakby swego rzemiosła uczył się w pobliskim tartaku. Głównym środkiem wyrazu pozostaje dla niego wciąż ta sama cierpiętnicza mina godna ośmiolatka, który przed chwilą musiał uśpić ukochanego kotka. Nieznośnie dydaktyczny, dorównujący finezją kręconym za pomocą sierpa i młota radzieckim propagandówkom „Kamerdyner” okazuje się również irytująco rozciągnięty w czasie. Druga godzina projekcji upływa wyłącznie na cichych modłach, aby w pobliżu pojawił się śmiałek pokroju detektywa Shafta, który wprowadzi do ekranowego muzeum figur woskowych odrobinę energii. Daniels ani myśli jednak spełniać tego typu pobożne życzenia. Zniecierpliwionemu widzowi pozostaje wyłącznie wspominanie poprzednich, ujmująco kampowych filmów reżysera. Szczególnie nęcąca wydaje się wizja, w której tytułowy kamerdyner  wraz z dowolnym amerykańskim prezydentem odtwarzają - pochodzącą z „Pokusy” - kultową scenę „ratowania przed meduzą”.

4 komentarze:

  1. Jakby mało było filmów o prześladowaniu czarnych. Za to co zrobili Indianom już tak się nie biją w piersi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostro. Ale na "bohomazy" nie mogę się zgodzić zupełnie. Zdjęcia są świetne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pan Szyszek - Właśnie, właśnie. Chyba trzeba by, żeby zajął się tym Tarantino : ).

    la-di-da - nie chodziło mi o zdjęcia. To metafora taka niewinna : ).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojojoj, jak się Tarantino za coś weźmie to nie ma zmiłuj :D

      Usuń