czwartek, 19 czerwca 2014

Kamera jest narzędziem zemsty - rozmowa z Park Chan - wookiem






Piotr Czerkawski: „Snowpiercer” wpisuje się w całą serię filmów dystopijnych, przedstawiających ponurą wizję przyszłości. Które z nich zrobiły na panu największe wrażenie?

Park Chan - wook:  Jeśli obaj zgodzimy się, że to film dystopijny, z pewnością postawiłbym na „Łowcę androidów”. Z reguły nie wracam do tytułów, które już kiedyś oglądałem, ale dla filmu Ridleya Scotta zrobiłem wyjątek i widziałem go jakieś trzy razy.

(...)

Czy wyobraża pan sobie współpracę z innymi wybitnymi koreańskimi twórcami – Hongiem Sang- soo i Kim Ki- dukiem?

Jak najbardziej, Kim Ki – duk jest zresztą moim sąsiadem i znamy się całkiem dobrze. Obaj wymienieni przez pana reżyserzy wydają się wymarzonymi współpracownikami, bo pracują bardzo szybko i wykorzystują niskie budżety. Bardzo zazdroszczę im tej umiejętności, gdyż obawiam się przyjścia czasów, w których moje filmy przestaną otrzymywać wysokie dofinansowania. 

Pełnienie funkcji producenta oznacza dla pana więcej twórczej wolności, czy więcej pracy?

Więcej pracy, zdecydowanie. To nie jest dla mnie łatwa sprawa, bo jako aktywny reżyser doskonale wiem, czego oczekują moi koledzy po fachu. Często chciałbym dać im więcej pieniędzy albo dni zdjęciowych, ale po prostu nie mam takiej możliwości. Z drugiej strony przeżywam też tremę, bo chcę zrobić co w mojej mocy, by zadowolić naszych inwestorów. To wszystko sprawia, że często zadaję sobie pytanie: „Dlaczego ja to wszystko w ogóle robię?”. Powiem panu szczerze, że nie umiem znaleźć konkretnej odpowiedzi, ale praca w przemyśle filmowym chyba nigdy nie była najbardziej racjonalną rzeczą pod słońcem.

(...)

Wasza współpraca z Hollywood nie zawsze była jednak usłana różami. Swego czasu zrobiło się głośno o sporze Bonga z dystrybutorem Harveyem Weinsteinem., który chciał pokazywać w Stanach skróconą wersję „Snowpiercera”. Co myśli pan o tym konflikcie? 

Harvey Weinstein ma za sobą długą i imponującą karierę w USA. Choćby dlatego, cokolwiek powie, nie powinno być łatwo ignorowane. Wychodzę z założenia, że jeśli Harvey chciałby wprowadzać film na rynek koreański, zapewne posłuchałby rad kogoś, kto zna jego specyfikę. Na takiej samej zasadzie ufam mu w kontekście dystrybucji „Snowpiercera” w USA. Jednocześnie jednak rozumiem rozgoryczenie Bonga. W Europie i w Azji jesteśmy przyzwyczajeni do uznawania woli reżysera za najważniejszą. Cały konflikt wynikał więc zapewne z różnic kulturowych.

Czy z podobnymi problemami zetknął się pan w Hollywood podczas pracy nad „Stokerem”?

Pamiętam, że byłem właśnie w Los Angeles i pracowałem nad postprodukcją „Stokera”, gdy Bong zadzwonił do mnie ze studia w Pradze, gdzie z międzynarodową ekipą pracował już nad „Snowpiercerem”. Wysłuchałem wszystkich jego żali i powiedziałem krótko, że i tak jest w lepszej sytuacji niż ja. Sam odbyłem wiele długich rozmów z producentami „Stokera” na etapie montażu. Gdybym powiedział, że wszystkie te dyskusje były przyjemne, a uwagi moich partnerów konstruktywne, kłamałbym w żywe oczy. Na szczęście szanowaliśmy się wzajemnie i byliśmy zdolni do kompromisu. Jestem więc zadowolony z ostatecznego kształtu „Stokera” i  chętnie rozważę przyszłe propozycje z Hollywood.

Oby udało się panu zachować twórczą wolność. Trudno mi uwierzyć, by ktoś w Hollywood zgodził się na realizację tak ekscentrycznego filmu jak – uwielbiany przeze mnie -„Jestem cyborgiem i to jest OK”.

Cieszę się, że ktoś docenia tytuł tak bardzo odmienny od całej reszty mojego dorobku. Jestem w końcu uważany za reżysera, który kręci mroczne filmy o zemście. Tymczasem „Jestem cyborgiem…” to opowieść znacznie pogodniejsza i bardziej kolorowa. Dlatego chciałbym, aby zyskała jak największą popularność.

Skoro sam wywołał pan już ten wątek nie mogę się powstrzymać przed zadaniem pytania: czy chciał pan kiedyś wywrzeć na kimś zemstę?

Oczywiście, miewam takie myśli nawet wiele razy w ciągu jednego dnia. Najchętniej sięgnąłbym wtedy po młotek. Na szczęście zawsze decyduję się jednak chwycić w końcu za kamerę.

Całość na łamach Dziennika 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz