W swoim nowym filmie twórca „Dróżnika” i „Spotkania” po raz kolejny  przygląda się ludziom, którzy biorą udział w nieustających zapasach z  życiem. Thomas McCarthy przekonuje, że jego bohaterowie stracili formę,  opadli z sił i zaczęli odczuwać dotkliwy brak motywacji. „Wszyscy  wygrywają” przypomina zabarwione zarówno współczuciem, jak i ironią  wezwanie do walki.
Już pierwsze sekwencje zdradzają przewrotny  wydźwięk tytułu. Potencjalnym wygranym okazuje się Mike Flaherty –  niezbyt charyzmatyczny właściciel podupadającej kancelarii prawniczej.  Wkrótce miejsce obok niego zajmuje jeden z nielicznych klientów –  znajdujący się we wczesnym stadium demencji staruszek, Leo. Gdy sąd  orzeka jego częściowe ubezwłasnowolnienie, Mike skwapliwie godzi się na  przejęcie obowiązków opiekuna. Według ukrywanej początkowo przed rodziną  strategii wykorzystanie kiepskiego stanu Leo ma mu pomóc w zwalczeniu  kłopotów finansowych. Nie do końca uczciwe pobudki prawnika nie burzą  ogarniającego obu bohaterów spokoju. Reżyser nie ukrywa jednak, że w  powietrzu czai się przełom, który wywróci to wszystko do góry nogami. 
(...) Każda z tych wątpliwości zostaje wyjaśniona w toku psychologicznej  konfrontacji między bohaterami. „Wszyscy wygrywają” potwierdza, że  słowem-kluczem dla kina McCarthy’ego pozostaje pojęcie „spotkania”. Tak  jak we wcześniejszych filmach tego twórcy, niespodziewane zetknięcie z  drugim człowiekiem obnaża czyjąś hipokryzję, boli, zmusza do refleksji.  Reżyser bywa dla swoich bohaterów ostry, ale pozostaje też wrażliwym  humanistą. Jeśli dopuszcza do wstrząsu, to tylko dlatego, że w ten  sposób może doprowadzić do zbawiennego oczyszczenia. Mike staje się  zdolny do zrozumienia, że gra, którą prowadził, była na pograniczu  faulu. Wszystkie jego błędy można jednak wytłumaczyć paraliżującym  strachem przed życiową porażką. Zachodząca w głównym bohaterze przemiana  daje nadzieję, że uda mu się go okiełznać. Najważniejsze, że Mike wciąż  pozostaje w grze. I zasłużył, by mu kibicować.
Cały tekst ukazał się w październikowym wydaniu miesięcznika "Kino"
  
 

 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz