Twórczość Kena
Loacha skrywa w sobie intrygujący paradoks. Z jednej strony
brytyjski reżyser bezsprzecznie należy do grona mistrzów
światowego kina i pozostaje jednym z ulubieńców elitarnego
festiwalu w Cannes. Z drugiej – trudno dziś o filmowca, który
lepiej niż Loach poznałby na własnej skórze siłę ideologicznych
uprzedzeń i interpretacyjnych uproszczeń. Ze względu na jawnie
demonstrowane przekonania lewicowe, Loach już dawno dorobił się w
pewnych kręgach etykietki „czerwonego Kena” i fanatycznego
marksisty używającego kamery jak propagandowej tuby.
Taki wizerunek
największy ból sprawia, rzecz jasna, samemu reżyserowi
przekonującemu w jednym z wywiadów: „[…] strasznie nie lubię i
boję się takich etykiet, bo jak już raz coś do mnie przylgnie, to
dla widzów ważniejsze okażą się te określenia niż filmy, które
proponuję. Oczywiście jak każdy człowiek, mam swoje polityczne
preferencje i sympatie, ale nie uprawiam kina ideologicznie
walczącego”. Wypowiedziane przez Loacha słowa znajdują
odzwierciedlenie w twórczej aktywności reżysera, któremu często
zdarza się przełamywać krzywdzące stereotypy na własny temat. W
filmie Ojczyzna (1986) zdecydował się umieścić planszę z
wiele mówiącym hasłem: Stalinizm nie jest komunizmem,
kapitalizm nie jest wolnością. W Ziemi i wolności
(1995) kazał rozczarowanemu towarzyszami idealiście podrzeć
partyjną legitymację. W Biedroneczko, biedroneczko (1994)
nie wahał się poddać krytyce wyrastającej z lewicowych ideałów
instytucji opieki społecznej. Za sprawą Wiatru w oczy (1993)
zajrzał natomiast za drugą stronę światopoglądowej barykady i
opowiedział przejmującą historię pary katolików desperacko
usiłujących zdobyć pieniądze na komunię córki.
Loach a sprawa
polska
W tamtym filmie
Loach nie po raz pierwszy udowodnił, że potrafi z empatią wczuwać
się w położenie przedstawicieli obcych mu środowisk. Z naszej
perspektywy najłatwiej było dostrzec tę właściwość za sprawą
nakręconego częściowo w Katowicach Polaka potrzebnego od zaraz
(2007). W tej kwestii drugorzędne znaczenie ma akurat fakt, że
chodzi o bodaj najsłabszy film Loacha, który na poziomie
scenariusza razi deklaratywnością dialogów i efekciarskimi
zwrotami akcji. W Polaku… liczy się wyrażona przez
reżysera chęć, by przedstawić losy wykorzystywanych przez
wyspiarskich pracodawców imigrantów z Europy Wschodniej. Wbrew
prowadzonej przez część brytyjskich mediów kampanii, Loach
pozwolił sobie również na ukazanie Polaków jako ludzi solidnych,
uczciwych i pracowitych.
Poruszane w jego
filmach problemy pośrednio mogą dotyczyć także nas samych.
Interesująco byłoby z tej perspektywy zinterpretować wspomnianą
już Ojczyznę. Zrealizowany w 1986 roku film skupiał się na
losach enerdowskiego muzyka, który po ucieczce na drugą stronę
niemieckiej granicy nie może odnaleźć się w nowych realiach.
Opowiadający o zderzeniu mentalności socjalistycznej i
kapitalistycznej film Loacha niejako w proroczy sposób odniósł się
do dylematów charakterystycznych dla polskiej rzeczywistości czasów
transformacji. Za sprawą Ojczyzny brytyjski reżyser w pewnym
sensie wyręczył rodzimych twórców niechętnie i nieskutecznie
podejmujących tego typu tematykę.
O podobnej sytuacji
możemy mówić również w wypadku jednego z ostatnich dzieł
reżysera – Route Irish (2010). Film przynosi ostrą krytykę
europejskiego zaangażowania w konflikt w Iraku. Przede wszystkim
jednak wiarygodnie opisuje postawy wszystkich tych, którzy
potraktowali wojnę jako obietnicę lukratywnego zarobku, a za
zwiększone pensje musieli później zapłacić niemożliwą do
wyparcia traumą psychiczną. W polskim kinie ten wstydliwie omijany
wątek wybrzmiał z podobną siłą bodaj jedynie w Matce Teresie
od kotów (2010, P. Sala). Loach po raz kolejny doskonale
wkomponował się więc w niezagospodarowaną przez naszych reżyserów
niszę. Szkoda tylko, że polscy widzowie nie mieli szansy, aby to
zauważyć - Route Irish nie trafił bowiem na ekrany naszych
kin i zaznaczył swoją obecność jedynie w obiegu festiwalowym.
Humanista z
kamerą
Problem z
niedocenianiem filmów Loacha mają jednak nie tylko Polacy,
spoglądający na lewicowe zacięcie reżysera przez pryzmat własnych
doświadczeń z epoki PRL. Nasiąknięte polityką interpretacje
twórczości Brytyjczyka tracą z oczu kwestię bodaj najważniejszą.
Loach w pierwszej kolejności nie jest bowiem ideologiem, lecz
gorliwym humanistą. Światopoglądowe deklaracje reżysera zawsze
znajdują odzwierciedlenie w prywatnych historiach bohaterów, a
tematy z pierwszych stron gazet niespodziewanie zyskują u niego
egzystencjalną głębię. Każdy z filmów reżysera tchnie
zakotwiczoną w codzienności pochwałą godności człowieka i
zachętą do buntu wobec świata, który próbuje mu tę godność
odebrać. Niestety, mimo determinacji i uporu osamotnione jednostki,
najczęściej nie są w stanie przeciwstawić się klasowemu
rozwarstwieniu i ustalonemu przez kapitalistyczny system porządkowi
społecznemu.
W filmach Loacha
wartość intelektualna idzie w parze ze sprawnością reżyserską.
Choć twórczość autora Kesa (1969) bywa najczęściej
kojarzona z atmosferą robotniczych dzielnic brytyjskich miast,
portretowana przez niego rzeczywistość okazuje się tak naprawdę
znacznie bardziej urozmaicona. Gdy tylko na horyzoncie pojawi się
intrygujący temat, Loach nie waha się chwycić za kamerę i udać
do Nikaragui, Hiszpanii bądź Polski. Po każdym z tych obszarów
reżyser porusza się z tą samą swobodą – pewnie dlatego, że
nigdy nie próbuje przyjąć aroganckiej postawy eksperta. Na obcy
świat spogląda – tak jak w Pieśni Carli (1996) lub Ziemi
i wolności – wyłącznie z perspektywy przybysza. Właśnie
dlatego za każdym razem porusza się po nim w towarzystwie
anglojęzycznych bohaterów, których na obczyznę przygnały
indywidualne pasje bądź polityczne ideały.
Wszechstronność
reżysera objawia się także w perfekcyjnie opanowanej przez niego
żonglerce schematami gatunkowymi. Choć autora Słodkiej
szesnastki (2002) dość jednoznacznie klasyfikuje się jako
mistrza dramatu społecznego, w jego filmografii z łatwością można
dostrzec również ślady innych stylistycznych konwencji. W Tajnej
placówce (1990) i Route Irish brytyjski reżyser z
powodzeniem sprawdził się jako twórca thrillera politycznego. W
opowiadającym o zakazanej miłości muzułmańskiego imigranta i
Angielki Czułym pocałunku (2004) Loach garściami czerpie z
formuły klasycznego melodramatu.