„Lollipop Monster” bardziej niż „Salę samobójców” przypomina darkroom, w którym John Waters spotyka Michaela Hanekego. Niemiecki film o zbuntowanych nastolatkach pozostaje rozpięty w efektownym rozkroku między lekkością stylu a brutalnością spostrzeżeń, absurdalnym humorem a poruszającym autentyzmem. Diabelnie zdolna debiutantka Ziska Riemann potrafi nasycić wszystkie te emocje jednakową intensywnością.
Reżyserka robi znakomity użytek z wieloletniego doświadczenia nabytego w pracy nad tworzeniem komiksów. Skąpany w intensywnym różu i szarości, efektowny wizualnie świat przedstawiony na ekranie doskonale dopasowuje się do psychiki głównych bohaterek- Ari i Oony. Riemann z wyraźną fascynacją przygląda się skomplikowanej relacji gotki i lolitki. Więź rodzącą się między dziewczynami przedstawia jako przedziwną mieszankę rywalizacji, lojalności i pożądania.
Reżyserka robi znakomity użytek z wieloletniego doświadczenia nabytego w pracy nad tworzeniem komiksów. Skąpany w intensywnym różu i szarości, efektowny wizualnie świat przedstawiony na ekranie doskonale dopasowuje się do psychiki głównych bohaterek- Ari i Oony. Riemann z wyraźną fascynacją przygląda się skomplikowanej relacji gotki i lolitki. Więź rodzącą się między dziewczynami przedstawia jako przedziwną mieszankę rywalizacji, lojalności i pożądania.
(...) Cała recenzja ukaże się w lutowym wydaniu miesięcznika Film