poniedziałek, 12 listopada 2012

Zapomniany klasyk- Jerry Schatzberg




Z okazji rozpoczynającego się jutro American Film Festival piszę o bohaterze jednej z festiwalowych retrospektyw - Jerrym Schatzbergu. Cały artykuł ukazał się w Filmwebie (http://www.filmweb.pl/article/Jerry+Schatzberg%3A+Zapomniany+klasyk-90597)


Późniejszy twórca "Stracha na wróble" długo czekał na filmowy debiut. W latach 60. zdążył jednak osiągnąć wielkie sukcesy jako fotograf współpracujący z "Vogue" i "Esquire". Gdy autor słynnych zdjęć Boba Dylana, Milosa Formana czy Romana Polańskiego zdecydował się zamienić aparat na filmową kamerę, można było odnieść wrażenie, że idealnie trafił w swój czas. Ameryka właśnie budziła się z hipisowskiego snu, a  kino wyrażało gotowość do konfrontacji z rozczarowującą rzeczywistością. Podobne cele przyświecały Schatzbergowi, gdy brał się za realizację debiutanckiej "Zagadki dziecka klęski". Inspirowana przeżyciami przyjaciółki reżysera opowieść o psychicznej traumie dręczącej urodziwą modelkę demaskowała niszczącą siłę świata show biznesu.

Zasygnalizowany w "Zagadce..." motyw płynnej granicy między iluzją a rzeczywistością niedługo później powrócił również w "Narkomanach" – filmie otwierającym Schatzbergowi drzwi do sławy. Jeszcze kilka lat wcześniej opowieść o grupie ćpunów z nowojorskiego Needle Park zamieniłaby się zapewne w barwną kronikę kontrkulturowej wspólnoty. W  Ameryce lat 70. "Narkomani" mogli jednak okazać się tylko wstrząsającą serią obrazów z heroinowego piekła. Na długo zanim Darren Aronofsky zagrał swoje "Requiem dla snu", Schatzberg wpadł na pomysł, by opowiedzieć o grozie nałogu przez pryzmat jego wpływu na relację między mężczyzną i kobietą. W  pozbawiony nachalnego moralizowania sposób reżyser ukazywał proces, w którym uczucie między Bobbym a Helen ustępowało miejsce toksycznemu romansowi z heroiną.

Obecne w "Narkomanach" zamiłowanie do portretowania postaci z marginesu społecznego stanęło również u podstaw "Stracha na wróble". W opowieści o wspólnej tułaczce drobnego przestępcy i byłego marynarza Schatzberg raz jeszcze sprawdził trwałość emocjonalnej więzi skonfrontowanej z ekstremalnymi warunkami życia. Choć reżyser pozostał jak najdalszy od beztroskiego optymizmu, pozwolił przyjaźni Maxa i Liona na przetrwanie. Kluczem do sukcesu okazało się wypracowanie wspólnego podejścia do codziennych wyzwań. Ujmująca  filozofia bohaterów zawierała się w opowiadanej przez Liona historii o tytułowym strachu na wróble, który rzekomo osiąga swój cel nie dlatego, że potrafi ptaki przestraszyć, lecz rozśmieszyć. Wierni tej zasadzie Max i Lion robili wszystko, aby ewentualne niepowodzenia zamienić w żart, zgrywę i anegdotę. Konsekwentnie wcielana przez włóczęgów życiowa postawa prowokowała niezliczoną ilość kontekstów interpretacyjnych. "Strach na wróble" bywał uznawany za modelowy przykład amerykańskiego "filmu kumpelskiego", a także dowód na żywotność schematów charakterystycznych dla kina drogi. Część krytyków uznała Maxa i Liona za bohaterów pokrewnych postaciom z powieści "Myszy i ludzie" Johna Steinbecka. Inni szli jeszcze dalej i w osobach porywczego wielkoluda i drobnego wesołka dopatrywali się nowych wcieleń Don Kichota i Sancho Pansy.

(...)

W późniejszych filmach Schatzberga próżno szukać jednej z najważniejszych cech jego kina – zdolności do mistrzowskiej inscenizacji pojedynczych scen. Choć od premiery "Narkomanów" minęło już ponad 40 lat,  inwazyjne zbliżenia na bohaterów wstrzykujących sobie kolejne dawki heroiny wciąż potrafią wytrącić widza z równowagi. W zapadające w pamięć momenty obfituje jednak przede wszystkim "Strach na wróble". Trudno  wręcz wyobrazić sobie współczesne amerykańskie kino bez sekwencji z szalejącym w knajpie Maxem. Błazeński taniec niegdyś porywczego i skłonnego do przemocy bohatera stanowi symbol przemiany doznanej pod wpływem kontaktu z Lionem. Zachowanie Maxa ma wiele wspólnego z ekstazą Greka Zorby, stanowi ideowy manifest człowieka, który właśnie nauczył się uśmiechać.

(...) Więcej w Filmwebie


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz