Yorgos Lanthimos bez wątpienia należy do ulubieńców
festiwalu w Cannes. Przed kilkoma miesiącami Grek, który ma już na koncie
triumf w sekcji Un Certain Regard i Nagrodę Jury Konkursu Głównego, dorzucił do
swej kolekcji laury za scenariusz filmu „Killing of a Sacred Deer”. Wiele
wskazuje na to, że wzbogacenie tego imponującego dorobku o Złotą Palmę stanowi
tylko kwestię czasu. O wyjątkowej pozycji twórcy „Kła” w świecie współczesnego
kina świadczy jednak coś więcej niż lista zdobytych nagród. Choć w filmach
Lanthimosa dostrzega się czasem podobieństwa do dzieł Pasoliniego, Bunuela czy
wczesnego Angelopoulosa, reżyser utrzymuje, że interesuje go tworzenie kina
jedynego w swoim rodzaju. Deklaracja ta nie stanowi jedynie czczej przechwałki.
Radykalne zarówno pod względem treści, jak i doskonale zespolonej z nią formy
filmy Greka rzeczywiście stanowią we współczesnym kinie powiew świeżości.
Wyrazistość stylu Lanthimosa ma swoją cenę, bo czyni jego
twórczość niełatwą w odbiorze. Autor „Kła” chętnie posługuje się długimi
ujęciami, każe aktorom grać w sposób ostentacyjnie sztuczny, a ponadto nie
stroni od makabrycznego humoru i naturalistycznego ukazywania seksu oraz
przemocy. Oryginalności filmów greckiego twórcy bynajmniej nie ujmuje fakt, że
ich autora zalicza się w poczet twórców tak zwanej „Greckiej Nowej Fali”.
Trudno zresztą oprzeć się wrażeniu, że nurt ów wyczerpał swój potencjał
szybciej niż zakładano, a większość łączonych z nim artystów okazała się
gwiazdami jednego sezonu. Bodaj najbardziej dobitnie świadczy o tym przypadek
Athiny Rachel Tsangari, współpracowniczki i producentki pierwszych dzieł
Lanthimosa. Twórczyni, która błysnęła jako reżyserka rewelacyjnym
„Attenbergiem”, w następującym po nim „Chevalierze” nie była już w stanie
wznieść się ponad poziom miałkiej satyry na społeczeństwo patriarchalne.
Całkiem możliwe, że od podzielenia losu koleżanki i szybkiego popadnięcia w
kryzys twórczy ocaliła twórcę „Kinetty” wyprowadzka z ojczyzny. Decyzja
reżysera, by po zrealizowaniu świetnie przyjętych „Alp”, przenieść się do
Londynu początkowo została przyjęta z mieszanymi uczuciami. Obawiano się, że –
jak wielokrotnie bywało to wcześniej z twórcami „z importu” - ceną za możliwość
pracy w komfortowych warunkach okaże się utrata artystycznej niezależności.
Premiera „The Lobster” rozwiała wszelkie wątpliwości i
udowodniła, że w nowych warunkach reżyser pozostał wierny dawnym obsesjom.
Najważniejsza z nich wydaje się dotyczyć portretowania postaci niezdolnych do
wzięcia odpowiedzialności za własne życie i rezygnujących z wolności na rzecz
pozornego poczucia bezpieczeństwa. Wątek ten pojawił się już w najsłabszym z
dotychczasowych dzieł Greka - debiutanckiej „Kinettcie”. Wyprany jeszcze z
charakterystycznego dla reżysera humoru, powielający niemal wszystkie schematy
poetyki slow cinema film
przedstawia historię grupy ludzi zajmujących się inscenizowaniem popełnionych w
nadmorskim miasteczku morderstw. Bohaterowie Lanthimosa zachowują się jakby
brali zupełnie serio sarkastyczną maksymę Woody'ego Allena: „Jedyne czego
żałuję w życiu to tego, że nie jestem kimś innym”. Wyrzeczenie się własnego
„ja” nie przynosi im jednak ulgi, lecz prowadzi do uzależnienia się od
odgrywanych ról, a w konsekwencji do pogłębienia egzystencjalnego chaosu.
Kwestia płynnej tożsamości jednostek, choć poddana w
„Kinettcie” hiperbolizacji, odnosi się do jednego z palących problemów naszych
czasów. Chęć portretowania rzeczywistości nieznacznie tylko wykoślawionej,
znajdującej się jedynie o pół kroku przed światem, w którym żyjemy na co dzień,
po dziś dzień stanowi kluczowy element twórczości greckiego reżysera. Suma tych
drobnych wyolbrzymień prowokuje zwykle przerażające rezultaty. Co jednak
istotne, piekła Lanthimosa niemal zawsze pozostają wybrukowane dobrymi
chęciami. Demoniczny ojciec z „Kła” chce przecież „tylko” uchronić swe dzieci
przed zagrożeniami zewnętrznego świata, a bohaterów „Alp” motywuje szlachetna z
założenia chęć pomocy ludziom niemogącym poradzić sobie z odejściem bliskich.
Nawet w totalitarnym z ducha świecie „Lobstera” okrutne praktyki władz
pozostają podyktowane chęcią uchronienia obywateli przed samotnością.
Lanthimos z rezerwą ocenia wysiłki podejmowane przez
protagonistów w celu wydostania się z niewoli. Starsza Córka z „Kła” wprawdzie
opuszcza pilnie strzeżony dom, ale przez cały czas stosuje się do reguł gry
wpojonych jej przez Ojca. Pielęgniarka w „Alpach” zrywa toksyczną więź z
pracodawcą tylko po to, by spróbować nawiązać ją z rodziną jednego ze swych
klientów. Wreszcie, zbuntowani przeciw przepisom zmuszającym ludzi do życia w
parach, rebelianci z „Lobstera” sami kierują się kodeksem równie surowo każącym
zakochiwanie się.
Więcej na łamach lipcowego numeru Miesięcznika KINO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz