To
rozmowa podwyższonego ryzyka. Przez lata kręcenia filmów o
podejrzanych typkach z Bronksu, Abel Ferrara zdążył przesiąknąć ich manierami. Bywa kapryśny, egocentryczny i wybuchowy. Spotkanie zaczyna jak podejrzany typek z
Bronksu: – Yo! Czy wiesz, że
pierwszy raz jestem w cholernej Polsce?
Po
czym dodaje: – Nie wiem o waszym kraju nic poza tym, co mi kiedyś opowiedziała
Kasia Figura.
Na
początku lat dziewięćdziesiątych Ferrara i Figura byli kochankami. Aktorka opowiadała później, że słynny reżyser wciągnął ją w wir imprez,
narkotyków i ostrego seksu. Kusi mnie, by porozmawiać o tych czasach, ale obawiam się, że reżyser nie zareaguje zbyt entuzjastycznie.
Zamiast tego pytam Ferrarę o dorastanie w Nowym
Jorku.
–
Urodziłem się tam, ale, gdy
miałem siedem lat, przeprowadziliśmy się z całą rodziną na wieś. Zapamiętałem ten czas jako idylliczny. Mój ojciec był synem
włoskich imigrantów i
żył w sposób właściwy swoim przodkom. Dojrzewałem w otoczeniu krewnych, wielu spośród których wciąż mówiło po włosku lepiej niż po
angielsku.
Jak
przystało na włoską rodzinę, ważne miejsce w jej życiu
odgrywał kościół katolicki. Ferrara chłonął religijną wizję świata („Bóg stworzył drzewa, krzewy
i wszystko inne”), niemniej jego
uwagę o wiele bardziej niż sprawy
natury egzystencjalnej zaprzątało coś zupełnie innego.
– Fascynowały mnie młode i całkiem atrakcyjne
zakonnice, które opiekowały
się
nami w szkole. Dziś myślę, że to było perwersyjne:
dojrzewający chłopcy w
mundurkach spędzali całe dnie w
towarzystwie niewiele od nich starszych dziewczyn w habitach. Nic dziwnego, że fetysz zakonnic pozostał we mnie na całe życie i na swój
pokręcony sposób objawił się w „Złym poruczniku”.
To
bodaj najsłynniejszy film w dorobku reżysera. Zrealizowany w 1992 roku thriller opowiada o upadłym gliniarzu, który
bada sprawę brutalnego gwałtu
na zakonnicy i – pod wpływem jej czystości
oraz miłosierdzia – przeżywa duchowe odrodzenie. Brzmi to jak mroczna i uwspółcześniona wersja
biblijnej przypowieści.
(...)
–
Czułeś, że nowojorski styl życia
mógłby cię zniszczyć
?
?
–
Wszystko jest dla ludzi. Seks, alkohol, narkotyki. Problem zaczyna się gdy przyjemność zamienia
się
w mroczne uzależnienie.
Jest takie przysłowie amerykańskich Indian: „W
każdym człowieku mieszkają dwa wilki – biały i czarny. Przetrwa ten, którego częściej karmisz”.
Ferrara
wypracował sobie markę ikony
kina niezależnego. W połowie
lat dziewięćdziesiątych nie
ustrzegł się jednak krótkiego flirtu z Hollywood, dla którego nakręcił dwa filmy – „Porywaczy
ciał” i „Niebezpieczną grę”. Pytam, czy się wstydzi tego epizodu.
– Uwielbiam
„Porywaczy ciał”,
ale nie mógłbym dłużej pracować w ten sposób.
Wykłócanie się z producentami
o każdą scenę, znoszenie kaprysów
narzuconych przez nich gwiazd… To nie na moje
nerwy. Zarobiliśmy sporo kasy, ale
co z tego? W kinie ważniejsza od pieniędzy jest dla mnie wolność. Na szczęście mogę spojrzeć ci prosto w oczy i powiedzie
, że ani razu nie poszedłem
na zgniłe kompromisy. Moja zasada brzmi: „Rób swoje, a jednocześnie dbaj, by twoje dzieci miały co jeść. Jeśli ci to nie wychodzi, zmień zawód”.
(...)
Cała
branża żyje historiami o twoich imprezowych wyczynach I życiu na krawędzi.
Podobno to już przeszłość, ale nie bardzo chce mi się w to wierzyć. Naprawdę
się ustatkowałeś?
-
Wierz mi lub nie, ale jestem teraz przykładnym buddystą. Niby wyznaję tę
religię od wielu lat, ale długo byłem nieszczery z samym sobą. Nie możesz przecież palić jointów i udawać, że w ten sposób
medytujesz, prawda? Jakiś czas temu wreszcie
to zrozumiałem. Od pięciu lat nie piję, od trzech nie biorę narkotyków. Ciągle jednak mam się na baczności. We Włoszech uznałem,
że moim nałogiem stało się picie kawy. I
wiesz co? Ostatnie espresso w życiu wypiłem dwa tygodnie temu.
Cały tekst ukazał się na łamach magazynu "Male Man"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz