czwartek, 9 czerwca 2016

Nasze dzieci będą mądrzejsze niż my - rozmowa z Thomasem Bidegainem, reżyserem "Szukając Kelly"






Piotr Czerkawski: Należy pan do najważniejszych francuskich scenarzystów filmowych. Co sprawiło, że przy okazji „Szukając Kelly” postanowił pan spróbować swoich sił także jako reżyser?

Thomas Bidegain: Kiedy piszesz scenariusz, pozornie dysponujesz nieskrępowaną wolnością, ale w rzeczywistości masz bardzo ograniczony wpływ na ostateczny kształt filmu. Reżyseria pozwala przejść od abstrakcji do konkretu, sprawia – głównie ze względu na współpracę z aktorami– że ogólne idee wytworzone w umyśle scenarzysty zyskują nagle bardzo wyrazisty kształt. Gdy przenosisz się z pracowni scenarzysty na reżyserskie krzesło, musisz też porzucić potrzebę kontrolowania każdego aspektu rzeczywistości, zaczynasz ufać  intuicji, odkrywasz samego siebie. Realizacja filmu – zwłaszcza w przypadku debiutanta – ma w sobie coś z podróży po samopoznanie.

Największe dotychczasowe sukcesy odniósł pan jako współscenarzysta filmów Jacquesa Audiarda. Czy zastanawiał się pan kiedyś, na czym polega sekret waszej wieloletniej współpracy z tym reżyserem?

Największą ambicją Jacquesa jest dbanie, by każdy jego kolejny film mocno różnił się od poprzednich. Dzięki temu – nawet jeśli zawsze krążymy wokół podobnych tematów – nie pozwalamy sobie na nużący automatyzm. Współpraca z Audiardem przebiega tak dobrze również dlatego, że staramy się pamiętać o potrzebach widza i dostarczać mu przede wszystkim dobrej rozrywki. Właśnie dlatego każdy nasz film jest zanurzony w kinie gatunkowym, a granie z jego konwencjami sprawia nam obu jednakową frajdę.

Podobną tendencję da się zauważyć także w „Szukając Kelly”, w którym obficie czerpie pan z poetyki westernu. Co, według pana, sprawia, że gatunek ten przeżywa ostatnimi czasy swoisty renesans?

Kino popularne od zawsze działa na zasadzie sinusoidy. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych powstawało na przykład wiele filmów szpiegowskich, które potem przestały być modne, a ostatnio znowu wracają do łask. Zanim nakręciliśmy „Proroka”, we Francji od wielu lat nie powstał właściwie żaden wartościowy film więzienny, a nasz sukces na nowo rozbudził tę koniunkturę. Co do westernów, być może są one dziś tak potrzebne dlatego, że nasz świat coraz bardziej upodabnia się do Dzikiego Zachodu?

(…)

Pański film okazał się w pewnym sensie profetyczny. Jego francuska premiera odbyła się tydzień po ubiegłorocznych zamachach terrorystycznych w Paryżu.

Ten przypadek był, rzecz jasna, wstrząsający, ale potwierdził, że cechą dobrej sztuki powinna być umiejętność antycypowania faktycznych wydarzeń. Do podobnego wniosku doszliśmy zresztą podczas ostatniej rozmowy z Audiardem. Gdy pięć lat temu zaczynaliśmy pracę nad scenariuszem „Imigrantów”, nikt nie myślał przecież o temacie uchodźców. Tymczasem kinowa premiera odbyła się latem zeszłego roku, a więc w samym centrum kryzysu migracyjnego.

W jaki sposób nietypowy kontekst premiery „Szukając Kelly” wpłynął na reakcje francuskiej publiczności?

Przekorny optymizm, który starałem się zawrzeć w filmie, okazał się bardziej potrzebny niż mogłem kiedykolwiek przypuszczać. Podczas spotkań z widzami podkreślałem, że - choć fabuła obfituje w dramatyczne wydarzenia – wieńcząca ją konkluzja pozostaje pełna nadziei. O ile ojciec Kelly pogrąża się w szowinizmie, o tyle jego syn, a młodszy brat bohaterki, otwiera się przecież na muzułmanów i pokojowo z nimi współistnieje. Wynika z tego, że nasze dzieci powinny okazać się mądrzejsze niż my.

Doceniam pański optymizm, ale postępująca faszyzacja Europy każe mi powątpiewać w naszą zdolność do uczenia się na błędach przodków.

Bez wątpienia żyjemy dziś w czasach przesiąkniętych strachem. Media i politycy podsycają nasze lęki, bo leży to w ich interesie. Powinniśmy jednak nauczyć się rozpoznawać te manipulacje i najzwyczajniej w świecie przestać im bezrefleksyjnie ulegać. Naprawdę wierzę, że świat jest bardziej przyjaznym miejscem niż nam się wydaje. Szlachetną powinnością kina powinno być utwierdzanie widza w tym przekonaniu.

W jaki sposób staje się to możliwe?

Proszę przypomnieć sobie „Imigrantów”. Zwykle nie mamy pojęcia o ludziach, którzy – tak jak główny bohater – pochodzą z innego kręgu kulturowego, mieszkają na przedmieściach wielkich miast i ledwo wiążą koniec z końcem. Tego rodzaju niewiedza kreuje uprzedzenia. Gdyby tymczasem przyjrzeć się codziennemu życiu osoby pokroju Dheepana, szybko okaże się, że jego marzenia, lęki i oczekiwania wobec życia właściwie wcale nie różnią się od naszych. Dzięki takim obserwacjom nasz film mógł zadziałać jak lekcja empatii.


(...) więcej w czerwcowym numerze miesięcznika KINO


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz