piątek, 4 listopada 2011

Czas przemiany- recenzja "Służących"


W typowanym do tegorocznych Oscarów obrazie Tate’a Taylora burżuazja nie ma w sobie ani trochę dyskretnego uroku. Amerykański reżyser z ukrycia podpatruje rządzącą jej życiem hipokryzję. W "Służących" oddaje głos tytułowym bohaterkom zmuszonym do funkcjonowania w ramach niesprawiedliwego systemu. Poza jedną humorystyczną sceną klasowego odwetu film Taylora nie przypomina jednak manifestu grona wykluczonych. Zamiast tego "Służące" opowiadają pogodną historyjkę o emancypacyjnej fali, która dociera w końcu nawet na amerykańskie Południe. 

(...) Choć "Służące" mają pretensje do wyrażania treści rewolucyjnych, tak naprawdę są mało odkrywcze. W swojej wizji amerykańskiego Południa sytuują się znacznie bliżej poczciwego "Wożąc panią Daisy" Bruce’a Beresforda niż ekscentrycznej "Północy w ogrodzie dobra i zła" Clinta Eastwooda. Taylor zachowuje również zbyt duży umiar w szkicowaniu napiętych relacji na linii państwo – służba. Pod tym względem znacznie większe emocje niż "Służące" generuje prowokacyjna "Ceremonia" w reżyserii Claude’a Chabrola. Pomimo nadmiernej zachowawczości film Taylora odgrywa jednak rolę nie do przecenienia. Za jego sprawą do konserwatywnego hollywoodzkiego słownika mogą wedrzeć się hasła "emancypacja", "feminizm" i "równość społeczna". Obamowska Ameryka wreszcie może być z siebie dumna.

Całość recenzji opublikowana w dzisiejszym wydaniu "Dziennika"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz