piątek, 6 kwietnia 2012

Piękna katastrofa- recenzja "Czarnego oceanu"



"Czarny ocean" ma w sobie zwodnicze piękno i niepokojącą głębię. Cofająca się do 1972 roku opowieść o grupie francuskich żołnierzy transportujących ładunek broni jądrowej na polinezyjski atol Mururoa to znacznie więcej niż lekcja historii. 

Francuski film ogląda się jak rozciągniętą do rozmiarów pełnego metrażu scenę z klasycznego "Tajnego agenta" Hitchcocka. W słynnym thrillerze niczego nieświadomy mały chłopiec przewoził autobusem mogącą eksplodować w każdej chwili bombę. Choć hitchcockowski suspens zastąpiła w "Czarnym oceanie" atmosfera kontemplacji, bohaterowie filmu pod pewnymi względami przypominają tamtego chłopca. Francuscy żołnierze zajęci na przemian nawiązywaniem młodzieńczych przyjaźni i uwikłaniem w samczą rywalizację nie są świadomi roli jaką odgrywają w rozgrywce potężniejszych sił. Mimowolnie stają się zakładnikami majaczących w oddali widm neokolonializmu i barbarzyńskiej mocarstwowości. Wykonane przy ich pomocy próby jądrowe tylko pozornie oznaczały zresztą triumf cywilizacji nad możliwą do okiełznania naturą. Dziś już wiemy, że życie dopisało do wydarzeń przedstawianych w filmie Hansel intrygujący epilog. Kilkanaście miesięcy temu francuscy naukowcy zaalarmowali, że w wyniku wojskowych eksperymentów Muroroa może zapaść się pod wodę i spowodować w regionie potężne tsunami. (....)

Cały tekst dostępny na stronie Dziennika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz