„Zniewolony” cierpi na tę samą przypadłość, która osłabiła
wymowę „Pod mocnym aniołem”. Zarówno Steve McQueen, jak i Wojciech Smarzowski
stali się twórcami „kina spowszedniałego ekscesu”. Obserwacja sugestywnych scen przemocy wobec
czarnoskórych niewolników wzbudza te same odczucia, co podpatrywanie Jurusia
zataczającego się przez kolejne kręgi alkoholowego piekła. Ukazana w „Zniewolonym” przemoc fizyczna i psychiczna uodparnia na swoje
działanie niczym przyjmowana w małych, regularnych dawkach trucizna. Obsesja
cielesnego męczeństwa to w kinie McQueena żadna nowość. Pożądane efekty
przynosił jednak wyłącznie w świetnym „Głodzie”. Już we „Wstydzie” jednak każdy
kolejny wytrysk uzależnionego od seksu bohatera obniżał poziom kierowanej wobec niego empatii. Kłopot ze „Zniewolonym”
zaczyna się już w punkcie wyjścia intrygi. Wzięcie na warsztat wspomnień
Solomona Northupa obliguje reżysera, by przyjął punkt widzenia bohatera o
wysokiej pozycji społecznej i rozbudowanym poczuciu samoświadomości. Podobna
historia zrobiłaby chyba większe wrażenie, gdyby jej bohaterem uczynić
everymana, kogoś w rodzaju następcy kafkowskiego Józefa K. Porażka McQueena
każe przypomnieć sobie słowa gwiazdora NBA, Charlesa Barkleya, który pytał
przed laty: „Jak to możliwe, że białas Eminem może być najlepszym raperem na
świecie?”. Po obejrzeniu „Jackie Brown” i „Django” ten sam Barkley zdziwiłby
się jeszcze bardziej, że o wizerunek czarnoskórych najlepiej dba w Hollywood
„białas” Tarantino.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wstyd. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wstyd. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 20 stycznia 2014
Bez twórczej swobody - recenzja "Zniewolonego" Steve'a McQueena
Etykiety:
Charles Barkley,
Django,
Eminem,
Franz Kafka,
Głód,
Jackie Brown,
Józef K,
Pod mocnym aniołem,
Quentin Tarantino,
recenzja Zniewolonego,
Solomon Northup,
Steve McQueen,
Wojciech Smarzowski,
Wstyd,
Zniewolony
niedziela, 3 czerwca 2012
TYLKO KRÓTKO, PROSZĘ: "Piękno" Olivera Hermanusa
Zrealizowany w RPA film Olivera Hermanusa stanowi zapis emocjonalnej eksplozji. Reżyser doskonale wie jak nadać jej możliwie największą siłę rażenia. Przez długi czas świadomie usypia czujność widza za sprawą nieśpiesznego tempa i monotonii ekranowych wydarzeń. Gwałtowne wybudzenie z letargu następuje pod wpływem pojedynczej, wstrząsającej sceny. Wybuch niemożliwego do stłumienia homoseksualnego pożądania bynajmniej nie przynosi jednak wyzwolenia. Główny bohater nawet w łóżku pozostaje zdeterminowany przez formujące go idee agresywnego kapitalizmu. Rozkochany w swym uprzywilejowaniu biały biznesmen pragnie dla siebie wyłącznie najwyższej jakości i jest w stanie zawalczyć o nią wszelkimi dostępnymi środkami. W łączącym melancholię „Wstydu” i brutalną dosłowność fabuł Ulricha Seidla „Pięknie” nie dojdzie jednak do spełnienia. Film Hermanusa stanowi nokautujący cios w poczucie burżuazyjnej wszechmocy.
Skoonheid
Reżyseria: Oliver Hermanus
Ocena: 7/10
Subskrybuj:
Posty (Atom)