piątek, 23 sierpnia 2013

Na kłopoty Stolichnaya- recenzja "Blue Jasmine" Woody'ego Allena





„Blue Jasmine” powinno zamknąć usta krytykom ostatnich poczynań Woody’ego Allena. W swoim nowym filmie amerykański mistrz skutecznie broni się przed oskarżeniami o wtórność, miałkość i brak zainteresowania współczesną rzeczywistością. W „Blue Jasmine” Allen odnosi się do wydarzeń z pierwszych stron gazet i opowiada historię jednostek dotkniętych przykrymi skutkami kryzysu finansowego. Nietypowa tematyka zadziwiająco dobrze koresponduje z odwiecznymi obsesjami twórcy „Annie Hall”. Choć „Blue Jasmine” wychodzi od społecznego konkretu, pozostaje uniwersalną przypowiastką o szkodliwym zacieraniu granic między iluzją, a rzeczywistością. Allen opowiada swoją historię z perspektywy wyrozumiałego moralisty, który nie szczędzi bohaterom goryczy, ale jednocześnie potrafi spojrzeć na nich z sympatią. W „Blue Jasmine” reżyser po raz kolejny potwierdza gawędziarski zapał i talent do opowiadania historii. Twórca „Manhattanu” udowadnia, że wciąż jest w stanie wykreować na ekranie intrygującą rzeczywistość. W świecie „Blue Jasmine” przegrani bogacze spotykają się przy jednym stole z zapijaczonymi bumelantami i uzależnionymi od seksu oszustami. Pozornie prosta fabuła „Blue Jasmine” skrywa w sobie intrygujące dwuznaczności, a pesymistyczna tonacja filmu nie przeszkadza w wybrzmieniu doskonałych dowcipów o polskich imigrantach bądź narkotycznych zwyczajach amerykańskich dentystów. Wszystko wskazuje na to, że odsyłany na emeryturę Allen nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, a jego talent wciąż zasługuje na uczczenie haustem pitej przez bohaterów rosyjskiej wódki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz