Dokument Filipa Dzierżawskiego niejako mimochodem rozwiązuje
najważniejsze problemy polskiego kina fabularnego. Dzięki „Miłości” otrzymujemy
- nareszcie wiarygodną - rodzimą opowieść o dojrzewaniu. Film Dzierżawskiego
pokazuje jak mogłoby wyglądać „Wszystko, co kocham”, gdyby jego reżyser
inspirował się czymś więcej niż odpryskami własnych wspomnień unurzanymi w
estetyce indie- rockowych teledysków. „Miłość” ogląda się jak film zrealizowany
pod dyktando muzy Melancholii. Dokument Dzierżawskiego opowiada o – zaimprowizowanej
po latach - próbie wskrzeszenia młodzieńczego entuzjazmu tworzenia. Choć wysiłki
nie mogą okazać się skuteczne, sama wola ich podjęcia okazuje się zwycięstwem
bohaterów. „Miłość” dysponuje także mocą odkłamywania stereotypów.
Wyrafinowanym eksperymentom z muzyką jazzową towarzyszy w filmie Dzierżawskiego
atmosfera plemiennej narady i buzującej testosteronem kłótni. „Miłość” – tak jak
choćby „Jesteś bogiem” Leszka Dawida – z wdziękiem poddaje się nienachalnym
interpretacjom politycznym. Dokument Dzierżawskiego rejestruje satysfakcję z łapczywego chłonięcia haustów wolności. Z biegiem czasu atmosfera wspólnoty ulega jednak
rozrzedzeniu, a reżyser z uwagą śledzi skrajnie odmienne sposoby korzystania ze
zdobytej niedawno swobody. Wartość „Miłości” i klasa jej bohaterów polega na konsekwencji
w obronie własnych wyborów, która nie przekreśla jednak dyskusji na temat ich
zasadności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz