piątek, 16 sierpnia 2013

Dzieje pewnego uczucia - recenzja "Miłości" Filipa Dzierżawskiego







Dokument Filipa Dzierżawskiego niejako mimochodem rozwiązuje najważniejsze problemy polskiego kina fabularnego. Dzięki „Miłości” otrzymujemy - nareszcie wiarygodną - rodzimą opowieść o dojrzewaniu. Film Dzierżawskiego pokazuje jak mogłoby wyglądać „Wszystko, co kocham”, gdyby jego reżyser inspirował się czymś więcej niż odpryskami własnych wspomnień unurzanymi w estetyce indie- rockowych teledysków. „Miłość” ogląda się jak film zrealizowany pod dyktando muzy Melancholii. Dokument Dzierżawskiego opowiada o – zaimprowizowanej po latach - próbie wskrzeszenia młodzieńczego entuzjazmu tworzenia. Choć wysiłki nie mogą okazać się skuteczne, sama wola ich podjęcia okazuje się zwycięstwem bohaterów. „Miłość” dysponuje także mocą odkłamywania stereotypów. Wyrafinowanym eksperymentom z muzyką jazzową towarzyszy w filmie Dzierżawskiego atmosfera plemiennej narady i buzującej testosteronem kłótni. „Miłość” – tak jak choćby „Jesteś bogiem” Leszka Dawida – z wdziękiem poddaje się nienachalnym interpretacjom politycznym. Dokument Dzierżawskiego rejestruje satysfakcję z łapczywego chłonięcia haustów  wolności. Z biegiem czasu atmosfera wspólnoty ulega jednak rozrzedzeniu, a reżyser z uwagą śledzi skrajnie odmienne sposoby korzystania ze zdobytej niedawno swobody. Wartość „Miłości” i klasa jej bohaterów polega na konsekwencji w obronie własnych wyborów, która nie przekreśla jednak dyskusji na temat ich zasadności.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz