piątek, 26 września 2014

Nie wierzę w pomniki - wywiad z Łukaszem Palkowskim, reżyserem 'Bogów" i zwycięzcą festiwalu w Gdyni






Piotr Czerkawski: W trakcie przedstawianych w „Bogach” wydarzeń byłeś dziesięcioletnim brzdącem. Czy często wracasz myślami do tamtego okresu i uznałeś swój film za pretekst do sentymentalnej podróży?

Łukasz Palkowski: Kiedy byłem dzieckiem, codzienność PRL -  u nie wydawała się niczym dziwnym. Nie znałem w końcu żadnej innej rzeczywistości. Byliśmy po prostu uśmiechniętymi chłopcami, którzy podrywali dziewczyny rzucając w ich kierunku kamieniami.  Nie jestem uzależniony od tych wspomnień i – wbrew wielu opiniom – nie sądzę byśmy przykładali w „Bogach” szczególną wagę do rekonstruowania przeszłości. Przeciwnie, po prostu filmowaliśmy naszych bohaterów, nie zwracając uwagi na otoczenie. Potem usunęliśmy bilbordy, czy współczesne auta i było po sprawie.

Zbigniew Religa był bardzo znaną postacią. Wszyscy mogliśmy stworzyć sobie jego obraz na bazie wywiadów, wystąpień publicznych czy działań w sferze polityki. Czy przystępując do pracy nad „Bogami” miałeś poczucie, że wiesz o swoim bohaterze więcej niż inni?

 Pewnie cię zaskoczę, ale w zasadzie pamiętałem go tylko z roli ministra zdrowia. O kulisach fascynującej działalności Religi dowiedziałem się z pierwszej lektury scenariusza. Z jednej strony – było to świadectwo koszmarnej ignorancji, z drugiej – takie podejście opłaciło się, bo zapewniło mi świeżość spojrzenia. Poznawałem historię Religi w taki sam sposób, w jaki widz będzie odkrywał ją na ekranie.

(...)


„Bogowie” to film klasycznie zrealizowany, ale pod względem myślowym chyba jednak przełomowy. Zamiast pokazywać martyrologię i tłamszenie jednostek przez system, skupiasz się  na biografii człowieka sukcesu. Czy myślisz, że pełni skaz, ale ujmujący bohaterowie w typie Religi są bardziej potrzebni niż pomnikowe autorytety?
Osobiście po prostu nie wierzę w pomniki. Na każdym krysztale znajdziemy rysę. Mamy jednak opory, by przyjąć to do wiadomości i może dlatego nie potrafimy atrakcyjnie opowiadać zarówno o naszej przeszłości, jak i o jej bohaterach. To może kretyński przykład, ale kiedy słyszę utwory szwedzkiego Sabatonu dotyczące polskiej historii, rośnie we mnie serce. Czemu my tego nie potrafimy? Nie mamy dystansu? Boimy się? A może po prostu traktujemy naszego odbiorcę jak skończonego debila? Większości z nas nie żyje się najlepiej – potrzebujemy pokrzepienia. Ale dostarczonego nam przez bohatera z krwi i kości, takiego, z  którym możemy się utożsamić. Tylko wtedy uwierzymy, że możemy pójść w jego ślady, a tym samym film spełni swoje zadanie.

Pewna zmiana mentalności daje się zauważyć chyba także w podejściu do polskiego kina. Jeszcze kilka lat temu gdyński triumf takiego filmu jak „Bogowie” – adresowanego do masowego widza,  śmiało korzystającego z wzorców kina gatunkowego chyba nie byłby możliwy. Czy mniej więcej to miałeś na myśli, gdy żartowałeś ze sceny: „„Jeżeli Palkowski dostaje Złote Lwy, to chyba wszystko jest możliwe…”?

Miałem świadomość, że widowni nasz film się podoba. Nie wierzyłem jednak, że możemy wygrać festiwal. Tym bardziej w takim towarzystwie. Koniec końców Złote Lwy odebrał jednak młody, niezależny producent i reżyser, któremu powiedziano kiedyś, że nie ma prawa pracować w zawodzie, bo nie skończył szkoły filmowej. Faktem jest więc, że następują zmiany. Wkrótce przekonamy się jak głębokie.

Zarówno przy okazji debiutanckiego „Rezerwatu”, jak i teraz przy „Bogach” powtarzasz, że chcesz robić filmy po to, by widz po seansie czuł się lepiej niż przed wejściem na salę. Czy od początku myślałeś o kinie właśnie w taki sposób? 

Zanim nakręciłem „Rezerwat” chciałem zbawiać świat tak jak twórcy włoskiego neorealizmu. Kiedy przystępowałem do pracy nad debiutem byłem po prostu bardziej szczęśliwy niż wcześniej, a to przełożyło się bezpośrednio na nastrój powstającego filmu. Poprawy humoru szukam także w dziełach innych twórców. Andrzej Jakimowski czy Wes Anderson zawsze wiedzą jak wpuścić światło do  serca widza.
 
(...)

Cały wywiad ukazał się w dzisiejszym wydaniu Dziennika


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz