Piotr Czerkawski: Imponuje
pani energią i wciąż kręci po kilka filmów rocznie. Niedługo pojawi się w
Polsce najnowszy z nich – „Królowa kasyna” Andre Techine. Nie boi się pani, że w
końcu zabraknie na to wszystko sił?
Catherine Deneuve: Bez
problemów akceptuję upływ czasu i nigdy nie łudziłam się, że do końca życia
zachowam kondycję dwudziestolatki. Ostatnio z niepokojem stwierdziłam, że
faktycznie coraz szybciej się męczę. Zaraz potem pomyślałam sobie jednak:
„Zobacz w jakiej formie jest większość kobiet w twoim wieku!”. I wie pan co?
Natychmiast przeszła mi ochota do narzekań.
Często zapominamy o
tym, że życie gwiazdy filmowej to, oprócz blichtru, także ciężka praca.
Zdaję sobie sprawę, że przez całe życie miałam mnóstwo
szczęścia. Znam wiele świetnych aktorek, które popełniły parę błędów przy
doborze ról i po prostu zniknęły z centrum uwagi. Mnie udało się utrzymać na szczycie, choć
wymaga to dużego wysiłku. Myślę, że już dawno przestałabym pracować na wysokich
obrotach, gdyby nie jedna drobna umiejętność. W trakcie męczącego dnia,
niezależnie od okoliczności jestem w stanie zdrzemnąć się na 10 – 15 minut.
Czasem zdarza mi się robić to w kostiumie filmowym. Ktoś nawet sfotografował
mnie, gdy śpię w koronie, bo gram akurat królową Francji! Podobno umiejętność
drzemania w każdych warunkach przejawiał też Napoleon, ale to chyba jedyna
rzecz, która nas łączy. W każdym razie, regeneracja to podstawa. Zawsze
powtarzam, że mój sposób na dobrą formę to dużo snu i trochę wódki. Proszę
jednak uważać, by nie pomylić proporcji!
Mój rodak Roman
Polański powiedział kiedyś, że praca z panią jest jak tańczenie tanga z
partnerką najwyższej klasy. Jak wspomina pani wasze spotkanie?
Zabawne, ale znam to zdanie wyłącznie z prasy. Taki piękny
komplement mógł powiedzieć mi prosto w oczy! Pamiętam Romana z planu „Wstrętu”
jako prawdziwego perfekcjonistę. Miałam wrażenie, że najwięcej wymagał właśnie
od aktorów, bo przecież sam kiedyś sporo grywał i wiedział wszystko o tej pracy.
Dzięki temu kierował pod naszym adresem bardzo szczegółowe uwagi, miał cały
film przemyślany w głowie i nie zostawiał zbyt wiele miejsca na improwizację.
Nie miałam z tym problemu, bo czułam, że doskonale wie, co robi. Poza tym Roman
ujął mnie we „Wstręcie” czymś jeszcze. Do dziś nie wiem skąd ten facet ma tak
wielką wiedzę o kobiecej psychice i o tym, co dzieje się w naszych głowach, gdy
czujemy, że świat wokół rozpada się na kawałki.
(...)
Wygląda jednak na to,
że nie jest pani więźniem modowych kanonów. Jeden z reżyserów opowiadał mi
ostatnio, że na wasze pierwsze spotkanie przyszła pani w zwykłym kombinezonie.
Zaraz, kto konkretnie tak powiedział? Będę musiała się z nim
policzyć… Oczywiście, żartuję. Na co dzień chodzę ubrana bardzo nieformalnie.
To nie moja wina, że większość ludzi zna mnie tylko ze zdjęć sporządzonych na
czerwonym dywanie i na bankietach, a potem nie może wyjść ze zdziwienia:
„Catherine Deneuve chodzi w dżinsach? To niebywałe!”. A i owszem, chodzę.
Zapewniam, że strój, w którym najczęściej można spotkać mnie w Paryżu to
właśnie dżinsy i sweter. Przyznam szczerze, że uczęszczanie na uroczyste gale
coraz bardziej mnie już męczy. Od lat nie byłam na przykład na rozdaniu
Cezarów.
(...)
Cały wywiad ukazał się w sierpniowym numerze Zwierciadła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz