Piotr Czerkawski: Na
festiwalu w Karlowych Warach odebrał pan nagrodę za całokształt twórczości.
Rozmawiamy po ceremonii, którą uświetnił pokaz filmu „Kelner, płacić!”. To
świetna komedia, ale za pańskie największe osiągnięcia uważa się jednak inne
tytuły. Dlaczego wybrał pan akurat ten?
Zdenek Sverak: Prawdę
mówiąc, długo się wahałem. Dobrym wyborem byłby pewnie „Kola”, bo to chyba mój
najsłynniejszy film. Za najlepszy uważam natomiast „Szkołę podstawową”. Na „Kelner, płacić!” zdecydowałem się jednak z
kilku powodów. Po pierwsze, to kinowy debiut mojego przyjaciela Ladislava
Smoljaka, z którym uwielbiałem pracować w duecie. Wcześniej za każdym razem wspólnie
tworzyliśmy scenariusz, a potem oddawaliśmy go komuś innemu. Tym razem to ja
napisałem scenariusz, a Ladislav wziął się za reżyserię. Po drugie, akcja
części filmu rozgrywa się właśnie w Karlowych Warach. Swoją drogą, czy
„Kelner…” jest w Polsce popularny?
Dosyć, telewizja
powtarza go kilka razy do roku.
Być może dzieje się tak dlatego, że nasze kraje łączy
wspólne doświadczenie totalitaryzmu. Życie w komunizmie oprócz grozy pociągało
za sobą także absurdy. Pan tych czasów nie pamięta, ale ja doskonale wiem, co
to znaczy siedzieć w knajpie i czekać wieki aż kelner raczy podejść do stolika.
Realia były takie, że ludziom po prostu nie chciało się wykonywać swojej pracy.
Polacy doskonale to rozumieją, Amerykanie mogliby mieć pewne problemy.
Wraz z Ladislavem
Smoljakiem stworzyliście także postać Jary Cimrmana. Niezrozumiany geniusz żyjący
rzekomo na przełomie XIX i XX wieku jest w Czechach prawdziwą gwiazdą. Zdobył
też pewną popularność w Polsce.
Słyszałem Cimrmana mówiącego po polsku, bo sztuki o nim
wystawiał krakowski Teatr Tradycyjny! Jeszcze bardziej rozczula mnie
świadomość, że wielu polskich studentów bohemistyki uczy się czeskiego właśnie
na tekstach o Cimrmanie. Gdy czasem pytam, dlaczego akurat na nich, słyszę w
odpowiedzi: „Po prostu są zabawne!”.
Co mówi nam o
czeskiej mentalności tak wielka sława postaci Cimrmana?
Być może się mylę, ale mam na ten temat swoją teorię.
Cimrman mógł zostać zaakceptowany wyłącznie w kraju, który porzucił już
nacjonalizm. W Czechach wyleczyliśmy się z myślenia, że wszystko co czeskie
jest automatycznie piękne. Nie mamy problemu, jeśli ktoś szarga nasze
świętości. Wraz ze Smoljakiem wymyśliliśmy postać nieudacznika, który próbował
swoich sił jako wynalazca, dramaturg i filozof. Chciał być najlepszy we
wszystkim, ale zawsze ktoś lub coś stawało na jego drodze. Podobnie jest
przecież z Czechami. Wielu z nas powtarza, że gdyby nie dominacja Niemców i
Rosjan, pokazalibyśmy światu na co nas stać! W takich poglądach pobrzmiewają
echa frustracji, ale potrafimy się z niej śmiać. Tak samo jak i z ikon naszej
kultury – Jana Husa czy Karela Havlicka – Borowskiego.
Doskonale rozumiał to
także wasz współczesny bohater Vaclav Havel, który słynął z ogromnej
autoironii.
Kiedyś nawet napisał dedykację do jednej z wystaw o Cimrmanie.
Wie pan jak brzmiała? „Cimrman przeżyje
nas wszystkich!”.
Wielu Polaków nie
kryje się z fascynacją czeską kulturą. Czy myśli pan, że nasze narody są sobie
bliskie?
Na pewno zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że Polacy
znają naszą kulturę lepiej niż my waszą. W Polsce istnieją przecież fankluby
Jaroslava Haska i Bohumila Hrabala. Gdy przyjechałem do waszego kraju promować
film „Ciemnoniebieski świat”, byłem zdumiony. Ludzie bardzo interesowali się
filmem o czeskich lotnikach w Anglii, choć przecież w tych samych bitwach
walczyło znacznie więcej Polaków. Jeśli możemy czegoś wam zazdrościć, to
odwagi. Gdy Czesi mają podjąć jakąś decyzję, zastanowią się dwa razy czy to na
pewno opłacalne. Polacy częściej robią natomiast to, co podpowiada im serce.
Jednym z
najpopularniejszych czeskich reżyserów jest w Polsce Jiri Menzel, z którym
wielokrotnie pan współpracował. Na czym polega tajemnica jego sukcesu?
Na doskonałej intuicji i olbrzymiej samoświadomości.
Boleśnie przekonałem się o tym, gdy Menzel odrzucił kilka moich projektów.
„Kelner, płacić!” pisałem przecież właśnie z myślą o nim, ale Menzel przeczytał
scenariusz i stwierdził, że to właściwie zbiór skeczy i anegdot, a on robi
przecież zupełnie inne kino. Gdy obejrzał już gotowy film, powiedział mi:
„Widzisz, miałem rację. Na pewno nie zrobiłbym go lepiej niż Smoljak”. Czasem
jednak nawet Menzel potrafił się pomylić. Gdy napisałem dla niego scenariusz
„Wsi mojej sielskiej, anielskiej”, przeniósł go na ekran i powiedział, że to
piękny film, ale nie zrozumie go nikt poza Czechami. A tymczasem dostaliśmy
nominację do Oscara za „Najlepszy film nieanglojęzyczny”.
(...)
Dowcip wymyka się
wszelkim klasyfikacjom i teoriom, ale czy tak doświadczony autor jak pan potrafi
przewidzieć z czego będzie śmiać się publiczność?
Poczucie humoru to jedyna rzecz jaką rozumiem w świecie. Gdy
piszę scenariusz, mogę być pewien na 80% pewien, że dany żart zadziała. Przez
35 lat pracy w teatrze wypracowałem własny sposób rozśmieszania publiki. Nazywam go metodą „aha i haha”. Staram się, by moje żarty
odwoływały się do wiedzy widza, dawały mu radość płynącą z rozpoznania aluzji
literackiej bądź filmowej. W tym samym czasie wprowadzam jednak do niej
modyfikację, która staje się źródłem śmiechu. Podam panu przykład związany z
Jarą Cimrmanem. Pewnego razu Cimrman odwiedził Antona Pawłowicza Czechowa i
spytał: „Nad czym pan pracuje, Antonie Pawłowiczu?”. Czechow odparł: „Piszę
taki dramat, „Dwie siostry”. A Cimrman na to: „Hm, a to trochę nie za mało?”.
Widzi pan? „Aha i haha” w całej okazałości.
Więcej na łamach Dziennika
Oglądając "Jara Cmrman leżący, śpiący" byłem przekonany, że autorzy stworzyli film o fikcyjnej postaci, która już funkcjonowała wcześniej. Nie wiedziałem, że Sverak i Smoljak wykreowali wielkiego Czecha. Rzeczywiście w Polsce Cmrman bywa popularny. Parę lat temu przegląd kabaretów PAKA wygrał kabaret Dasza von Jok grający tylko numery o tej czeskiej postaci. Osiemdziesięcio procentowej skuteczności, jako praktyk i teoretyk humoru, szczerze panu Sverakowi zazdroszczę. Zwłaszcza, że wiele z jego żartów to grepsy nietypowe, niestandardowe, niemalże przekombinowane...
OdpowiedzUsuń