Dopiero drugi dzień, a ja już mam wrażenie, że tegoroczny
festiwal sponsoruje producent dopalaczy „Mocarz”. No bo jak tu, bez tego
specyfiku, przeżyć seans takiego „Reality” (cytuję za katalogiem festiwalowym):
„Reality to imię dziewczynki, której ojciec zabija świnię, w której
wnętrznościach znajduje się kaseta wideo”.
Jeszcze jakoś się trzymacie? No to
pokonajcie „Dystans”: „Trzech porozumiewających się telepatyczną ruszczyzną
karłów dostaje od więźnia zadanie – wykraść tytułowy przedmiot, czymkolwiek on
jest”. Jakby tego było mało, bohater tegorocznej retrospektywy, Philippe Garrel
w latach 70., ćpał tak dużo, że musieli leczyć go elektrowstrząsami. Kiedy
oglądam takich „Zwyczajnych kochanków”, myślę, że terapia chyba nie do końca
się udała. Gość festiwalu, Abel Ferrara, swego czasu przyjmował natomiast tyle
dragów, że dostrzegł talent aktorski nawet u Kasi Figury.
Nie zapominajmy
jeszcze o Philippie Morze. Wiadomo, pracował z Dennisem Hopperem i kręcił dla
kultowej wytwórni Troma, ale dla mnie pozostanie przede wszystkim autorem
zdania: „Po wczorajszym bankiecie byłem w takim stanie, że próbowałem ogolić
się pastą do zębów”. Philippe, jak co roku, wrócił do Wrocławia. Tym razem ma
być grzecznie – nakręcił w końcu dokument „Trzy dni w Auschwitz”. Nie ufałbym jednak takim zapowiedziom. Mamy w
końcu do czynienia z facetem, który parę lat temu popełnił film „Kobieta-
pterodaktyl z Beverly Hills”. A co gdyby połączyć te dwa projekty? „Kobieta –
pterodaktyl w Auchwitz” (w roli tytułowej Maja Komorowska) brzmi jak doskonały
pomysł na przyszłoroczny film otwarcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz