Piotr Czerkawski: Przed naszym spotkaniem obejrzeliśmy film „Pokój 666” z 1982 roku. Wim Wenders poprosił wówczas kilkunastu sławnych reżyserów o wypowiedź na temat problemów współczesnego kina. Czy po 30 latach poruszone przez nich tematy pozostają wciąż aktualne?
Joshua Oppenheimer: Zgadzam się z Yılmazem Güneyem, który zauważył, że należy zwrócić uwagę na przepaść pomiędzy kinem artystycznym, a tym, które jest realizowane z pobudek komercyjnych. Filmy powinny pomagać nam w rozwikłaniu tajemnicy człowieczeństwa. Tymczasem coraz częściej powstają wyłącznie po to, by zaspokoić potrzeby rynku. Wbrew obawom wielu twórców, telewizja nie zniszczyła kina. Zdążyła jednak znacząco przekształcić jego odbiorców, zamieniła nas w produkty, które usilnie potrzebują promocji i reklamy. Ludzkość, niezależnie od swojej kondycji, zawsze będzie jednak potrzebowała sztuk narracyjnych i opowiadania historii. Nie powinna nas więc zajmować sama walka o przetrwanie kina, lecz staranie o jego najwyższą jakość.
Sigrid Dyekjær: Wypowiem się jako matka dwójki nastolatków. W pewnym momencie zorientowałam się, że sala kinowa stanowi najlepszą przestrzeń dla naszej integracji. Po wspólnym seansie możemy podyskutować o filmie i wymienić się wrażeniami. Ludzie rzadko kiedy są skrajnymi indywidualistami, zwykle lgną do siebie nawzajem. Dokumenty będą potrzebne, bo dotyczą otaczającego świata i prowokują rozmowy na bliskie nam tematy. Poza tym nie mam pieniędzy ani czasu, by podróżować po całym globie. W tej sytuacji zdaje się na twórców filmów dokumentalnych, którzy mogą przywieźć mi historie i materiały do przemyśleń z najdalszych zakątków Ziemi. Z podobnego założenia wychodzi coraz więcej twórców, dlatego każdego roku powstaje na świecie aż 19 tysięcy dokumentów. Dziś nasze największe wyzwanie polega na tym, by przebić się z nimi do świadomości widza.
Syllas Tzoumerkas: W chwili, gdy Wenders kręcił swój film, miałem zaledwie cztery lata. Dziś natomiast zrealizowałem już dwa filmy pełnometrażowe. Jestem więc żywym dowodem na to, że kino jeszcze nie zniknęło. A jeśli nawet jego rola będzie się w przyszłości marginalizować, to co z tego? Jako Grek muszę mieć świadomość, że pewne formy sztuki umierają. Inne natomiast będą w stanie przetrwać tylko we fragmentach. Tak stanie się z twórczością każdego z nas. To jednocześnie przerażające i krzepiące.
Podczas gdy na początku lat 80. twórcy lękali się ekspansji telewizji, współcześni reżyserzy coraz częściej zadają sobie pytanie o wpływ wywierany na ich twórczość przez rozwój internetu.
Dyekjær: Przez pewien czas internet rzeczywiście wzbudzał nasz strach, bo przez niego producenci tracili sporo pieniędzy. Na szczęście dziś nauczyliśmy się rozumieć sieć znacznie lepiej i dzięki niej inaczej patrzymy na naszą widownię. 20 lat temu dystrybucyjna droga filmu była prosta – kilka miesięcy po premierze kinowej film trafiał na kasety, a odpowiednio później do telewizji. Dziś sprawa wygląda zupełnie inaczej, a dany tytuł może pojawić się tego samego dnia na dużym ekranie i na platformie VOD. Poza tym, dzięki internetowi znacząco zmieniła się struktura widowni. Bardziej niż wspólnoty oparte o zbliżony wiek lub miejsce zamieszkania liczą się grupy zainteresowań. Dokument o budowaniu rakiet może okazać się jednakowo interesujący dla emerytowanego pułkownika KGB i amerykańskiego nastolatka.
Tzoumerkas: Sieć sprawiła, że kino wydostało się z filmotek i dyskusyjnych klubów. Łatwa dostępność poszczególnych dzieł sprawiła, że młode pokolenie stało się lepiej wyedukowane i bardziej świadome języka kina. Poza tym może oglądać filmy bardziej kontekstowo i lepiej rozumieć intencje reżysera, gdyż w każdej chwili ma dostęp do materiałów dodatkowych czy wersji reżyserskich.
Oppenheimer: Mnie również kluczowa wydaje się kwestia dostępu do dóbr kultury. Niektórzy uznają, że staję się ofiarą kradzieży, ale nie dbam o to, przynajmniej trafiam do publiczności. Jestem urzeczony, gdy ktoś z Birmy, bądź innego kraju kontrolowanego przez cenzurę, pisze mi maila o treści: „Widziałem twój film w internecie!”. Sieć wpływa jednak nie tylko na dystrybucję, lecz przede wszystkim na charakter naszej pracy. W internecie możesz w krótką chwilę nabyć wiedzę o wszystkim co cię interesuje. Kino dokumentalne nie musi więc być już więcej oknem na świat, lecz może stać się lustrem dla jego problemów. Jest jeszcze jedna rzecz. Za sprawą portali społecznościowych ludzie nauczyli się kontroli swojego wizerunku i nabyli zdolność manipulowania nim. Stali się bardzo świadomi obecności kamery, więc jako reżyserzy nie możemy już dłużej jej ukrywać, musimy nauczyć się współpracy z bohaterami. Zamiast podpatrywać rzeczywistość, staramy się więc ją wspólnie symulować.
(…)
Wydajecie się znacznie większymi optymistami niż filmowcy z „Pokoju 666”. Naprawdę możemy ze spokojem patrzeć na przyszłość kina dokumentalnego?
Oppenheimer: Fakt, że nakręciłem tak depresyjne filmy jak „Scena zbrodni” i „Scena ciszy” oznacza, że nie mam specjalnie dobrego zdania o ludzkości i czynach, do których jest zdolna. Jednocześnie jednak, w ogóle nie stawałbym za kamerą, gdybym nie miał w sobie choć odrobiny nadziei. Wierzę, że kino dokumentalne zawsze będzie jej nośnikiem. Bohaterowie „Pokoju 666” bali się technologii, a my dziś możemy uznać ją za sprzymierzeńca. Gdyby nie kamery cyfrowe, nie mógłbym nakręcić kilkuset godzin materiału do „Sceny zbrodni”, bo do ich przetransportowania musiałbym wynająć cały samolot!
Dyekjær: Już wtedy gdy agenci sprzedaży i dystrybutorzy skarżyli mi się na kłopoty wywołane działaniem internetu, nie mogłam tego zrozumieć. Mówiłam im: „Ludzie! Praca nad dokumentami nigdy nie była równie przyjemna i równie mocno nie rozwijała kreatywności. Macie dziś o wiele więcej sposobów promocji filmów niż przed laty. Możecie nawet trafić do publiczności w Chinach! Czego chcieć więcej?”.
(...) Cała relacja z debaty ukazała się na łamach miesięcznika Kino
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz