czwartek, 23 lipca 2015

Raport z samego dna (1): Wybory 2015 (felieton dla gazety festiwalowej "Na Horyzoncie"



Na program Nowych Horyzontów spoglądam zwykle wzrokiem lubieżnym. No bo jak tu patrzeć inaczej, kiedy wszystkie te filmy wiją się przede mną, kuszą, uśmiechają zalotnie i zapraszają bym to właśnie w ich towarzystwie spędził najbliższe dwie godziny? 

Zaczynam czuć się jak nastolatek, który – zamiast wydać kieszonkowe w EuroDisneylandzie - z wywalonym jęzorem pędzi prosto na plac Pigalle. Napięcie sięga zenitu, więc dla rozluźnienia przypominam sobie anegdotę, którą opowiedziała mi kiedyś kierowniczka jednego z kin. Weekend, w kolejce ona i on, typy raczej kloszardzkie, pięćdziesiątka na karku, tyle samo mililitrów w żołądkach. Między nimi dialog, jaki usłyszelibyście może w polskim filmie, gdyby jego scenarzysta rzucił w kąt podręcznik i wyszedł czasem z domu:
Ona: Może „Pod mocnym aniołem”?
On: Daj spokój. Przecież mamy to na co dzień. Może „Nimfomanka”?
Ona: Phi, to też miałam na co dzień… 20 lat temu”.
Festiwalowe wybory bywają tymczasem jeszcze trudniejsze. „Bestia wychodząca z morza”? Niby tak, ale po co mam oglądać film o mojej byłej żonie? „Mała Apokalipsa”? Przecież mam to na co dzień, zwłaszcza, gdy chodzę do klubu festiwalowego. „Polskie gówno”? No może, choć trzeba uważać, bo usłyszałem od kumpla, że na taki tytuł zasługuje co najmniej kilka filmów z programu. „Na progu śmierci”? Ostatni raz czułem się tak w zeszłym roku, gdy parę razy zabłądziłem na projekcje konkursowe.
Pierwszego dnia, co za ulga, wyboru dokonano za mnie. Na otwarcie „Zupełnie Nowy Testament”, podobno najlepszy sequel od czasu „Obcego 2”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz