poniedziałek, 20 maja 2013

Wszyscy jesteśmy niedojrzali - rozmowa z So Yong Kim, reżyserką filmu "Dla Ellen"









W wywiadzie dla piątkowego "Dziennika" reżyserka "Dla Ellen" opowiada mi o codziennym życiu artysty, przyznaje się do własnej niedojrzałości i opowiada o odpowiedzialności wynikającej z rodzicielstwa.


Piotr Czerkawski: Pomimo że bohater twojego filmu jest wschodzącą gwiazdą rocka, ani razu nie decydujesz się pokazać go w trakcie koncertu. Zamiast tego wolisz przyglądać się zmaganiom Joby'ego z szarą codziennością. Przyjęcie takiej strategii oznacza, że – twoim zdaniem – życie artysty nie różni się specjalnie od egzystencji przeciętnego człowieka?

So Yong Kim: W „Dla Ellen” przyglądam się wprawdzie psychice mężczyzny, ale nie ukrywam, że postać Joby'ego stanowi odbicie niepokojów i frustracji, które sama przeżywam jako artystka. Jednocześnie jednak dostrzegam w filmie potencjał uniwersalny. Wydaje mi się, że co do zasady rzeczywiście nie ma wielkiej różnicy między księgowym przesiadującym w biurze od 8 do 15, a muzykiem, który właśnie pracuje nad nowym albumem. Wszystkim nam chodzi przecież o to, by mieć dach nad głową i zarobić na chleb, nieprawdaż?

Mimo wszystko artysta stara się jednak podporządkować swoje życie procesowi twórczemu.

Na pewno towarzyszy mu silne, znacznie większe niż w przypadku innych ludzi, pragnienie wyrażania siebie. W imię tej potrzeby muzyk czy filmowiec faktycznie jest w stanie czasem poświęcić wiele rzeczy, z których kto inny nie mógłby pewnie zrezygnować.

Joby okazuje się jednak zdolny, by okiełznać swoje ego i znaleźć w życiu miejsce dla tytułowej Ellen, sześcioletniej córki, którą spotyka dopiero pierwszy raz w życiu.


Podczas realizacji filmu nieustannie zadawałam sobie pytanie: jak bardzo jesteś w stanie się zmienić i jak wiele możesz poświęcić dla drugiej osoby? Aby znaleźć odpowiedź, Joby musi odbyć wewnętrzną podróż, w której z wielką chęcią mu towarzyszyłam. Na początku pracy nad scenariuszem mój bohater wzbudzał we mnie wyłącznie ciekawość, ale z biegiem czasu dostrzegłam, że po ludzku z nim sympatyzuję.

Początkowo może się wydawać, że Joby zwyczajnie nie dorósł jeszcze do roli ojca. Często mówi się zresztą, że w naszych czasach coraz wolniej dojrzewamy do przejmowania odpowiedzialności za siebie i innych. Czy zgadzasz się z takim sposobem myślenia?

Trudno mi generalizować, ale gdy patrzę na mnie i mojego męża, odnoszę wrażenie, że oboje jesteśmy jeszcze bardzo niedojrzali! Na pewno różnimy się od naszych krewnych, którzy zostali wychowani w innych czasach i wyznają odmienne priorytety. Stąd bierze się zresztą ich przekonanie, że nie jesteśmy w stanie dobrze zatroszczyć się o nasze dzieci. Mój mąż, Bradley Rust Gray, również jest reżyserem, więc oboje uprawiamy wolne zawody i nie mamy poczucia finansowego bezpieczeństwa. Rozumiem, że komuś może wydać się to nieodpowiedzialne, ale każdego dnia z Bradem próbujemy udowadniać, że w rzeczywistości jest zupełnie inaczej.

Domyślam się, że doświadczenie rodzicielstwa odcisnęło na waszym życiu istotne piętno?

Na pewno oboje bardzo chcieliśmy zostać rodzicami, więc udało się nam spełnić nasze marzenia. Czasem wydaje nam się, że ta odpowiedzialność nas przerasta, ale z drugiej strony bycie ojcem lub matką to doświadczenie, które sprawia kłopoty absolutnie każdemu. Choćbyś przeczytał setki poradników i wysłuchał mnóstwa rad, nigdy nie będziesz w pełni przygotowany na wszystkie wyzwania na jakie wystawia cię wychowanie dziecka. Mam tę świadomość od dawna i traktuję rodzicielstwo jako coś w rodzaju przerażającej przygody. Łudzę się, że wychodzi mi to całkiem nieźle, choć jednocześnie jestem pewna, że moi rodzice byli znacznie poważniejszymi ludźmi niż ja.


Nie ty jedna wyrażasz przekonanie o własnej niedojrzałości. Tom Waits powiedział w jednym z wywiadów, że czasem czuje się jakby jego najstarszy syn był starszy od niego.

Mam to samo! Wraz z mężem często się kłócimy, a nasza sześcioletnia córka występuje w roli rozjemcy. Jest w tym zresztą doskonała i bardzo się cieszymy, że możemy na nią liczyć.

Dla Ellen” urzeka mnie przede wszystkim ze względu na znakomicie wyreżyserowaną scenę długiej rozmowy między Jobym, a jego córką. Choć wydają się zestresowani wzajemną obecnością, w pewnym momencie w ich postawie dochodzi do ledwo zauważalnego przełomu. Ojciec i córka wreszcie stają się sobie bliscy.

Zgadzam się, że to kluczowa scena „Dla Ellen” i z tego powodu bardzo bałam się jej zrealizowania. Miałam świadomość, że jeśli nie wypadnie wiarygodnie, cały film okaże się do niczego. Na szczęście udało nam się wypracować autentyzm emocji, który zawdzięczamy przede wszystkim niesamowitej chemii między Paulem Dano, a grającą jego córkę Shayleną Mandingo.

Na czym polegał sekret ich współpracy?

W dziecięcych aktorach fantastyczna wydaje mi się bezgraniczna otwartość i przywiązanie do drugiej osoby. Paul miał świadomość, że udało mu się zaintrygować sobą Shaylenę i zachował się w tej sytuacji bardzo dojrzale. W trakcie zdjęć był dla swojej filmowej córki wręcz znakomitym przewodnikiem po świecie.

Aby uzyskać kontakt z Ellen, Joby po raz pierwszy od lat spotyka się ze swoją byłą żoną. W
większości scen ich wzajemnym kontaktom pośredniczy zresztą armia prawników. Czy charakter relacji między Jobym, a jego żoną można uznać za komentarz do zmieniającej się natury stosunków międzyludzkich? Coraz częściej słyszymy przecież, że dziś nie potrafimy już ze sobą rozmawiać i musimy uciekać się do oficjalnych komunikatów i z góry ustalonych kodów komunikacyjnych.

Z całą pewnością nasze relacje ulegają zmianie, której główne źródło tkwi w rozwoju nowych technologii. Częste korzystanie z Facebooka czy Skype'a daje nam złudne poczucie kontroli nad własnym wizerunkiem. Staramy się zaprezentować w jak najbardziej korzystnym świetle, ale w rzeczywistości kreujemy tylko własne karykatury. Sama łapię się na tym, że gdy rozmawiam z ludźmi nienależącymi do mojej najbliższej rodziny, zachowuję się zupełnie inaczej niż na co dzień.

(...)

 Więcej na łamach Dziennika




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz