"Madryt 1987" to przenikliwa farsa, która nieoczekiwanie przekracza granice własnej trywialności.Film Davida Trueby przechodzi od przaśnej anegdoty do zgrabnej metafory, od beztroski Raya Cooneya do egzystencjalnej refleksji Philipa Rotha. Hiszpański reżyser ze swadą snuje opowieść o spotkaniu seksownej adeptki dziennikarstwa i – uznawanego przez nią za autorytet – cherlawego satyra. Kilkugodzinna rozmowa ma w sobie jednocześnie coś z randki, kłótni i mentorskiego wywodu przerywanego co chwilę uwagami krnąbrnej studentki. Próba zdefiniowania własnej relacji prowadzi bohaterów do intrygującej gry zmysłów i intelektu, pożądania i niedostępności.
Reżyser intensyfikuje ekranowe emocje za sprawą wprowadzenia osobliwego konceptu narracyjnego. Intelektualista i jego uczennica pozostają skazani na własne towarzystwo, gdyż przypadkowo zatrzasnęli się w tej samej łazience. Ciasne pomieszczenie urasta na naszych oczach do rangi klaustrofobicznego labiryntu namiętności. Choć atmosfera wokół mężczyzny i kobiety aż kipi od seksualności, reżyser nie pozwala jednak Erosowi, by do reszty zawładnął umysłami bohaterów. David Trueba woli stopniować uczuciowe napięcie, niż rozkoszować się jego spełnieniem, zamiast ostentacyjnych gestów wybiera pełen dwuznaczności dialog.
(...) więcej na łamach Dziennika
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz