Scenariusz „Przelotnych kochanków”
to najzabawniejszy tekst o katastrofach lotniczych od czasu „Raportu
smoleńskiego” Macierewicza. Nowy film Almodovara przypomina
materiał z czarnej skrzynki zagubionej przez reżysera jeszcze w
latach 80. Autor „Labiryntu namiętności” powraca do stylu z
dawnych czasów, by wprawić w konsternację nadętych koneserów
zachwycających się wyłącznie najnowszymi dokonaniami reżysera.
„Przelotni kochankowie” to paw z rozmysłem puszczony na
eleganckim przyjęciu. Za sprawą swego nowego filmu Almodovar
dorównuje największym odlotom Johna Watersa czy tria ZAZ. Dowcip
hiszpańskiego mistrza pozostaje równie dosadny, obrazoburczy i
bezpruderyjny. Wzorem członków załogi filmowego samolotu reżyser
aplikuje widzom drinka wzbogaconego o afrodyzjak i meskalinę. Po
takim przygotowaniu możemy w pełni czerpać przyjemność choćby
ze sceny pokracznego tańca wykonanego przez egzotyczny tercet
homoseksualnych stewardów. Trudno dziwić się, że panowie wykonują
swe pląsy akurat w takt uroczo kiczowatego szlagieru „I'm So
Excited”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz