poniedziałek, 16 grudnia 2013

Peleton daleko w tyle - recenzja "Złodziei rowerów"





Ponad pół wieku po premierze „Złodzieje rowerów” zostawiają peleton daleko w tyle. Film Vittorio De Siki stanowi niedościgły wzór kina społecznego. Włoski film zyskuje na wartości zwłaszcza, gdy porówna się go z dokonaniami tabloidowych reportażystów w rodzaju Fabickiego czy Glińskiego. W przeciwieństwie do złaknionych sensacji gryzipiórków ekranu, De Sica potrafi operować niuansami. „Złodzieje rowerów” pozostają przejmujący, ale nie brakuje im także pogody i wdzięku. Zabiegi reżysera nie tylko nie osłabiają potencjału filmu, ale – przeciwnie – czynią go bliższym życia. Z dzisiejszej perspektywy film De Siki robi wrażenie także jako intrygująca, choć posępna kronika życia powojennych Włoch. Reżyser w towarzystwie aktorów – amatorów przemierza nietypowe zakątki zrujnowanej stolicy. Chaotyczna wyprawa głównych bohaterów znajduje swoje przystanki między innymi w kościele przerobionym na przytułek i w „najlepszym burdelu w Rzymie”. Ukazane w filmie De Siki prozaiczne sytuacje z biegiem czasu przekraczają swój banał i zwracają się w stronę ważnych zagadnień moralnych. Prostota „Złodziei rowerów” wciąż sprawdza się lepiej niż kiczowata ornamentyka zdobiąca filmy wielu jego epigonów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz