piątek, 30 grudnia 2011

Najlepsze filmy roku



Po poprzednim poście czas wrócić na ziemię i oddać się ulubionej rozrywce polskich krytyków filmowych, a więc opublikować dziesiątkę ulubionych filmów mijającego roku. Tam gdzie jest to możliwe, linkuję własne recenzje i komentarze do konkretnych tytułów. Smacznego!

1. Kolejny rok reż. Mike Leigh
3. Pina reż. Wim Wenders
6. Melancholia reż. Lars von Trier
7. O północy w Paryżu reż. Woody Allen
8. Soul Kitchen reż. Fatih Akin
9. Szukając Eryka reż. Ken Loach
10. Para na życie reż. Sam Mendes

piątek, 23 grudnia 2011

Niepoważne podsumowanie 2011 roku w polskich kinach



Koniec roku każdorazowo oznacza czas podsumowań, plebiscytów i głosowań. Co stanie się jednak, jeśli zamiast po raz kolejny wyróżniać najlepsze filmy, reżyserów i aktorów zdecydujemy się na znacznie bardziej ekscentryczne kategorie? Na to pytanie spróbuję odpowiedzieć za sprawą poniższej Listy Nagród Cinema Enchante. Gala wręczenia statuetek odbędzie się w trakcie podróży sentymentalnej w Expressie Bydgoskim.


NAJLEPSZY DOKUMENT 3 D POŚWIĘCONY ZMARŁEJ OSOBIE

„Pina” reż. Wim Wenders


NAJBARDZIEJ KOBIECY FILM O MĘŻCZYZNACH

„Baby są jakieś inne” reż. Marek Koterski

NAJBARDZIEJ MĘSKI FILM O KOBIETACH

„Druhny” reż. Paul Feig

 NAJLEPSZY FILM Z ERIKIEM CANTONĄ W ROLI ERIKA CANTONY

„Szukając Eryka” reż. Ken Loach

NAJLEPSZY FILM WOODY'EGO ALLENA W 2011 ROKU W POLSKICH KINACH

„O północy w Paryżu” reż. Woody Allen

NAJSŁABSZY FILM WOODY'EGO ALLENA W 2011 ROKU W POLSKICH KINACH

„Poznaj przystojnego bruneta” reż. Woody Allen


NAGRODA IM. ANTONA CZECHOWA DLA NAJSYMPATYCZNIEJSZEGO FILMOWEGO BRODACZA

John Krasinski w "Parze na życie" reż. Sam Mendes 

NAGRODA IM. JOHNA WATERSA ZA NAJRADOŚNIEJSZY FILMOWY CAMP

"Żona doskonała" reż. Francois Ozon


NAGRODA IM. STEPHENA HAWKINGA ZA NAJDŁUŻSZE 8 MINUT W HISTORII KINA

„Kod nieśmiertelności” reż. Duncan Jones

NAGRODA IM. JAROSŁAWA GOWINA DLA FILMU PROMUJĄCEGO WARTOŚCI RODZINNE

„Kieł” reż. Yorgos Lanthimos

NAGRODA IM. KRYSTYNY CZUBÓWNY DLA NAJLEPSZEGO FILMU PRZYRODNICZEGO

"Attenberg" reż. Athina Rachel Tsangari 

NAGRODA ZA NAJLEPSZĄ ROLĘ ZWIERZĘCĄ

Aligatory- albinosy w  „Jaskini zapomnianych snów” reż. Werner Herzog

NAGRODA DLA NAJLEPSZEGO FILMU, KTÓREGO TYTUŁ WYSTARCZA ZA CAŁĄ RECENZJĘ

„Lincz” reż. Krzysztof Łukaszewicz
 

piątek, 16 grudnia 2011

Zaufać samemu sobie- wywiad z Joe Swanbergiem



(...) Ważną cechą twojego kina pozostaje różnorodność podejmowanych tematów. Obyczajowe opowiastki o życiu współczesnych dwudziestoparolatków sąsiadują u ciebie z filmami o naturze pracy reżysera.

Za każdym razem kiedy pracuję nad filmami typu „Hannah wchodzi po schodach” mam wrażenie, że dochodzę do ściany. Portretowanie życia moich rówieśników cały czas bardzo mnie interesuje, ale jestem jeszcze młody i nie mogę przez następne 50 lat opowiadać wciąż tych samych historii. Dlatego właśnie znalazłem dla siebie odskocznię w postaci filmów o moich doświadczeniach związanych z tworzeniem. W takich na przykład „Srebrnych kulach” nie zrezygnowałem z psychologicznego autentyzmu, ale wzbogaciłem go o pewien rodzaj surrealizmu, który zawsze towarzyszy pracy nad filmem. Chcę, aby te dwie tendencje w moim kinie perfekcyjnie się bilansowały.

Twoje nazwisko często łączy się z nurtem amerykańskiego kina niezależnego zwanym „mumblecore”. Czy wciąż czujesz się jego częścią?

Twórcy kojarzeni z „mumblecore” są moimi przyjaciółmi, więc na pewno uważamy się za pewnego rodzaju wspólnotę Nie ma ona jednak nic wspólnego z formalnym ruchem artystycznym. Owszem, łączy nas kilka podobnych twórczych założeń związanych na przykład z promocją naturalnej techniki gry aktorskiej. To, że je stosujemy wynika jednak z naszych indywidualnych decyzji i nie ma nic wspólnego z narzuconymi z góry dogmatami.


Widoczne w filmach twoich i twoich kolegów zamiłowanie do improwizacji i pracy z niewielkim budżetem zbliża was do reżyserów francuskiej Nowej Fali.

Ostatnimi czasy czuję się szczególnie inspirowany przez Jeana- Luca Godarda. Czytam właśnie monografię jego twórczości zatytułowaną „Everything is cinema” i jestem naprawdę zaskoczony tym jak bardzo zbieżne są metody naszej pracy. Z Nowofalowców bardzo lubię jednak także Erica Rohmera. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek poczuł w kinie silniejszą identyfikację z bohaterem niż w przypadku jego filmu „Miłość po południu”.

(....) Choćby w filmie „LOL” widać, że nowoczesna technologia i jej wpływ na młodych ludzi stanowi kolejny z najważniejszych tematów twojej twórczości.

Ktoś mógłby pomyśleć, że to naiwne, bo technika zmienia się tak szybko, że pokazane dziś w filmie rozwiązania za pięć lat staną się zupełnie anachroniczne. Mnie to jednak nie przeszkadza, bo lubię kino, które daje świadectwo swojemu czasowi. Największy problem tkwi w czymś zupełnie innym. Oczywiste jest, że portale społecznościowe diametralnie zmieniły mentalność ludzi i wpłynęły na sposób komunikowania się między nimi. Tyle tylko, że ich sposób działania jest niefilmowy i trudny do precyzyjnego uchwycenia na ekranie. Warto jednak zaufać własnej kreatywności i podjąć ten trud, bo bez odniesień do Facebooka nie da się dziś wiarygodnie pokazać życia młodego pokolenia.

Doskonale zrozumiał to David Fincher w „The Social Network”.

Dla mnie to przede wszystkim świetny film o tym jak bardzo płynne stało się pojęcie własności intelektualnej. Bo co to tak naprawdę oznacza dziś, że coś stworzyłeś i posiadasz prawa do jakiegoś pomysłu?Żyjemy w czasach, w których mamy bardzo swobodny dostęp do książek, filmów czy muzyki, więc bardzo łatwo możemy posunąć się do ich kradzieży. Moja twórczość przynosi niewielkie dochody, ale i tak są one bardzo pomniejszane przez to, że wszystkie filmy da się ściągnąć z torrentów. Taka sytuacja rodzi pytanie, czy w obecnym systemie niezależni reżyserzy mają w ogóle szanse przetrwania?

Może po prostu nie mają wyjścia i prędzej czy później muszą trafić do Hollywood?

Nie wyobrażam sobie, że mógłbym pracować tam na stałe, ale z czystej ciekawości zrobiłbym dla nich choć jeden film. Nawet jeśli coś mi nie wyjdzie, w Hollywood kręci się tak wiele gniotów, że nikt tego nawet nie zauważy.

Cały wywiad ukazał się w dzisiejszym wydaniu Dziennika


środa, 7 grudnia 2011

Kino o smaku krambambuli



Niewiele ponad miesiąc temu miałem okazję wziąć udział w panelach dyskusyjnych towarzyszących I Warszawskiemu Przeglądowi Filmów Białoruskich - "Bulba Movie". O intrygujących filmach, niepowtarzalnej atmosferze i smaku białoruskiego alkoholu piszę w festiwalowej relacji opublikowanej w miesięczniku "Kino".

 Organizatorzy Pierwszego Warszawskiego Przeglądu Filmów Białoruskich „Bulba Movie” porównują swoją imprezę do maratonu. Obecność na festiwalu w charakterze uczestnika paneli dyskusyjnych pozwoliła mi przekonać się o trafności tego określenia. W trakcie weekendu 22-23 października w warszawskim kinie Luna wyświetlono dziesiątki  dokumentów, fabuł i filmów offowych. Choć współczesny film białoruski wciąż stanowi dla Polaków terra incognita, dzięki „Bulba Movie” możemy poruszać się po tym terytorium z odrobinę większą swobodą.

W zrozumieniu specyfiki kina naszych wschodnich sąsiadów pomogły z pewnością towarzyszące seansom debaty, dyskusje i spotkania z twórcami. Szczególnie interesujące okazały się panele zatytułowane „Czy białoruskie kino dokumentalne jest egzotyczne dla europejskiego odbiorcy?” i „„Jak zrobić film białoruski, który zaistnieje na międzynarodowym festiwalu?”. Rozmowy z udziałem zagranicznych i polskich krytyków doskonale sprawdziły się jako  konfrontacja lokalnej perspektywy i bardziej uniwersalnego punktu widzenia. Za  wyjątek potwierdzający tę regułę należy uznać jedynie groteskowe wystąpienie polskiego dokumentalisty uzasadniającego kryzys współczesnego kina białoruskiego moralną znieczulicą Zachodu. Poważni dyskutanci postrzegali sytuację kina naszych sąsiadów w sposób znacznie bardziej skomplikowany. Koledzy z Mińska krytykowali głównie  pokraczny model produkcji filmowej, który praktycznie w całości podporządkowuje ją proreżimowowej wytwórni „Belarusfilm”. W kraju rządzonym przez dyktaturę reżyserzy pozostają najczęściej skazani na realizację obciachowego kina propagandowego bądź zaprzedanie się miałkiej komercji. Szansą dla ambitnych twórców może stać się jednak odrzucenie zewnętrznych klisz i zastąpienie ich pozbawionym wstydu spojrzeniem na własną kulturę. 

(....) Pierwsza edycja „Bulba Movie” przyniosła pretekst do postawienia  szeregu ważnych pytań. Jak sprawić, żeby utalentowani twórcy pokroju Kudzinienki nie decydowali się na kontynuację kariery zagranicą? Czy dokumenty finansowane przez należącą do Telewizji Polskiej „Biełsat TV” będą w stanie uczciwie zaprezentować lokalny punkt widzenia? W jaki sposób umożliwić młodym białoruskim twórcom dostęp do współczesnego kina arthouse'owego? Nie wiadomo, czy kolejna odsłona przeglądu przyniesie odpowiedzi na wszystkie poruszone kwestie. Ważne jest jednak, że z całą pewnością pozostanie przestrzenią wymiany doświadczeń i formułowania wspólnych idei. Wzbogacony o bagaż filmowych wrażeń, nowych przyjaźni i kilka butelek białoruskiej „Krambambuli”  życzę organizatorom niesłabnącego zapału w pracy nad drugą edycją imprezy.

Cały tekst opublikowano w grudniowym "Kinie"

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Czekając na rewolucję- recenzja "Kobiet z 6. piętra"



W filmie Philippe’a Le Guay grupa hiszpańskich pomocy domowych pustoszy system wartości wyznawany przez paryskiego burżuja, Jouberta. Charakter "Kobiet..." w najwyraźniejszym stopniu definiuje farsowy humor oparty na nieporozumieniach komunikacyjnych, niezgodnościach charakterów i różnicach klasowych. Film Le Guay nie grzeszy może wyrafinowaniem, ale potrafi za to uwieść atmosferą nieprzemijającego karnawału. Dzięki sprawnej reżyserii w "Kobietach..." witalność "Volver" Almodóvara zgrabnie łączy się z wdziękiem "Żony doskonałej" Ozona.

(...) Wizja Le Guay nie wybrzmiewałaby na ekranie z taką siłą, gdyby nie trafna decyzja obsadowa. Kreacja Jouberta stanowi wirtuozerski popis Fabrice’a Luchiniego. Francuski aktor idealnie nadaje się do roli zblazowanego intelektualisty, który doznaje życiowego przebudzenia. Ten sam rodzaj wyrazistej ekspresji, wdzięku i poczucia zagubienia w rzeczywistości upodabnia Jouberta zwłaszcza do postaci pamiętnego profesora Verneuila z "Nieba nad Paryżem" Cedrica Klapischa.

(....) Cała recenzja ukazała się w piątkowym wydaniu "Dziennika"

niedziela, 4 grudnia 2011

Koszmary burżuazji- recenzja "Anatomii strachu"



"Anatomia strachu" przypomina senny koszmar nowobogackiego milionera. Bandyci wdzierający się do luksusowej willi Kyle’a Millera chcą dobrać się do firmowych sekretów, rodzinnego portfela i majtek pani domu. Film, który rozpoczyna się jak kipiąca od międzyklasowej nienawiści psychodrama, szybko skręca w rejony konwencjonalnego thrillera. Choć aspiracje wydawały się większe, Joel Schumacher zrealizował wyłącznie „Funny Games” dla popcornożerców.

(...) Millerowie podejrzanie łatwo zapominają o wyciągniętych na wierzch tajemnicach, by ponownie zjednoczyć się w obliczu niebezpieczeństwa. Mimo zawartego w sobie krytycznego potencjału, „Anatomia strachu” okazuje się ostatecznie pochwałą rodziny. Najtrudniej uwierzyć, że za banalne uspokajanie burżuazyjnych sumień bierze się akurat Joel Schumacher. Jeszcze 20 lat temu ten sam reżyser był przecież zdolny do zrealizowania godzącego w konsumpcyjne samozadowolenie „Upadku”. „Anatomia strachu” udowadnia, że dawni buntownicy bezpowrotnie stracili już swoją energię.

Cała recenzja ukazała się w piątkowym Dzienniku