niedziela, 30 listopada 2014

Najlepsze filmy 2014 roku w polskich kinach








1. Wielkie piękno (The Great Beauty), Paolo Sorrentino





„Zdystansowany bohater nie zabiega o uwagę widza, ale bez problemu otwiera drzwi do swojego świata. Warto byłoby przyłączyć się do Jepa podczas porannego spaceru i wsłuchać się w kolejny z błyskotliwych monologów, którymi chętnie raczy swoich towarzyszy. Jednym z tematów z pewnością stałaby się pochwała dyskretnego uroku niespełnienia i poczucia dezercji z własnego życia. „Wielkie piękno”, umiejętnie wygrywające swe paradoksy, jest perfekcyjnym filmem o życiu dalekim od doskonałości (…)”

2. Co jest grane, Davis? (Inside Llewyn Davis), Joel & Ethan Coen

 


„Film pozbawiony choćby jednej fałszywej nuty. Kolejny szlagier w dorobku braci Coen stanowi błyskotliwą wariację na nurtujące ich zazwyczaj tematy. Przy okazji, twórcy „Big Lebowskiego” sportretowali Llewyna Davisa z największą empatią, jaką jeden artysta może okazać drugiemu.”


3. Oh, boy (Jan Ole Gerster)



„Tytuł Oh, Boy! brzmi jak westchnienie jednoczesnej troski i podziwu. Na tak silne reakcje zasługują tylko najlepsi przyjaciele, a Niko z debiutanckiego filmu Jana Ole Gerstera bez wątpienia daje się lubić. Młody Berlińczyk przypomina brata - bliźniaka tytułowej bohaterki Frances Ha (2013, N. Baumbach). W przeciwieństwie do gnającej przed siebie dziewczyny, Niko woli jednak spokojnie spacerować. To turysta na nieustających wakacjach, w którym z łatwością dostrzeżemy bohatera piosenki Stuarta Murdocha Perfection as a hipster bądź współczesnego flaneura z kart esejów Waltera Benjamina."

4. Nimfomanka, cz.1 (Nyphomaniac, vol.1), Lars von Trier

 
 
„Nimfomanka” to film prowokacyjny niczym striptiz w kościele, a jednocześnie głęboki jak gardło Lindy Lovelace. Trudno oprzeć się wrażeniu, że takie historie pisałby Milan Kundera, gdyby tylko zalogował się na portal RedTube. Film Larsa von Triera charakteryzuje – właściwa czeskiemu pisarzowi – umiejętność łączenia elokwencji z ordynarnością.”

5. Boyhood, Richard Linklater



„Richard Linklater po raz kolejny potwierdza, ze jak nikt przed nim - może z wyjątkiem Truffauta - potrafi uniwersalizować intymność i portretować przemiany bohaterów sprowokowane przez nabyte doświadczenia i upływający czas. Przy okazji z wdziękiem unika psychologicznych uproszczeń, a zamiłowania do ekranowej poezji nigdy nie myli z egzaltacja. Na deser serwuje natomiast pyszna kpinę z teksanskich redneckow i sympatyków Partii Republikanskiej.”
 

6. Wilk z Wall Street (Wolf of Wall Street), Martin Scorsese

„Wilk z Wall Street” pokazał pazury, a Martin Scorsese nakręcił najbardziej drapieżny film roku. Autor „Wściekłego byka” znokautował oponentów, którzy przedwcześnie wzywali go do zakończenia kariery. Odsyłany na emeryturę reżyser dał znienacka popis twórczej witalności. „Wilk…” to jedna wielka impreza, przy której pozornie barokowa „Infiltracja” stanowi tylko niewinne before party. Choć bohaterowie odchodzą od zmysłów wskutek liczonych w setkach orgazmów i wciąganej tonami kokainy, Scorsese zachowuje trzeźwość spojrzenia. „Wilk…” okpiwa zarówno na wskroś współczesny wizerunek "cywilizacji nadmiaru", jak i mityczne wyobrażenie USA jako krainy wielkich możliwości"

7. Małe stłuczki (Aleksandra Gowin, Ireneusz Grzyb)




"Film Aleksandry Gowin i Ireneusza Grzyba to nieśmiałe arcydzieło, klejnot odnaleziony przypadkowo na pchlim targu. Ekranowa rzeczywistość „Stłuczek” zostaje ufundowana na poetyckiej wyobraźni i absurdalnym poczuciu humoru. W przypływie fantazji twórcy nie zapominają jednak o emocjach bohaterów, którzy miotają się pomiędzy kumpelskim przywiązaniem, a miłosnym szaleństwem.

8. Porwanie Michela Houellebecqa (Guillame Nicloux) 


"Porwanie Michella Houellebecqa" uderza do głowy jak wino, którym słynny pisarz raczy się w towarzystwie średnio rozgarniętych porywaczy. W kolejnej prowokacji autora "Platformy" snute nad butelką monologi układają się w zaskakująco spójną całość. "Porwanie..." to na poły kokieteryjne, na poły poruszające westchnienie na cześć błogosławionej nudy i radości zapewnianej przez chwilą dezercję z życia. 
9. Zaginiona dziewczyna (Gone Girl), David Fincher


Fincher gra z widzem w kotka i myszkę i znowu wychodzi z tej zabawy zwycięsko. Po raz kolejny daje też popis smoliście czarnego humoru, który w żadnym innym jego filmie nie był chyba bardziej uzasadniony. "Zaginiona dziewczyna" to przecież nie tylko perfekcyjnie skrojony thriller w duchu Polańskiego, lecz także screwball comedy na opak.
10.  Wilgotne miejsca (Wetlands), David Wnendt


„Wprost trudno uwierzyć, że autor konwencjonalnego "Combat Girls" poważył się na tak straceńczą szarżę. Podjęte przez Davida Wnendta ryzyko w pełni się jednak opłaciło. "Wilgotne miejsca" to list miłosny do dziury w dupie, najpiękniej obrzydliwy film od czasu "Różowych flamingów" Watersa i apoteoza świata, któremu puściły zwieracze przyzwoitości