czwartek, 28 czerwca 2012

Najlepsze filmy II kwartału w polskich kinach


Zanim festiwal w Karlovych Varach da mi możliwość nadrobienia filmów z najważniejszych światowych festiwali ostatnich miesięcy, rozprawiam się z ostatnim kwartałem w polskich kinach. Na "krótkiej liście filmów wyróżnionych" dokonuję wyboru najlepszych tytułów ostatnich miesięcy, wśród których - jak mam nadzieję - nie zabraknie kilku zaskoczeń. Tam gdzie to możliwe, tłumaczę się ze swoich decyzji przez odesłanie do konkretnych tekstów.


1. Najsamotniejsza z planet (The Loneliest Planet, Julia Loktev)

2. Chwała dziwkom (Whores' Glory, Michael Glawogger)

3. Życie to jest to    (As Luck As Would Have It, Alex de la Iglesia)

4. Dyktator             (The Dictator, Larry Charles)

5. Nie ma tego złego (Nothing's All Bad, Mikkel Munch-Fals)

6.  Projekt NIM       (Project NIM, James Marsh)

7. Księstwo               (Heritage, Andrzej Barański)

8. Projekt X              (Project X, Nima Nourizadeh)

9. Cygan                   (Cigan, Martin Sulik)

10. Ave                     (Ave, Konstantin Bojanov)


wtorek, 26 czerwca 2012

TYLKO KRÓTKO, PROSZĘ: "Cosmpolis" Davida Cronenberga




W nowym filmie Davida Cronenberga luksusowa limuzyna wjeżdża w sam środek chaosu. „Cosmopolis” to „Nadzy” Mike'a Leigh w wersji de luxe, wielkomiejska odyseja na narkotycznym bad tripie. Przedstawiony świat stanowi gruzowisko popkulturowych mitów, na którym Robert Pattinson bezcześci swoje emploi ze „Zmierzchu”, a Nowy Jork przypomina miasto grzechu znacznie bardziej niż w kaznodziejskim „Wstydzie” McQueena. Trzymając się tropu geograficznego, trzeba  powiedzieć, że ekranizacja powieści Dona DeLillo stanowi również wyzwanie rzucone „Brooklyn Boogie” Paula Austera i Wayne'a Wanga. W miejscu porządkujących rzeczywistość, nieśpiesznych dialogów z tamtego filmu, Cronenberg umieszcza uciążliwą kakofonię. W „Cosmopolis” biznesowe slogany zlewają się z anarchistycznymi okrzykami, wytartym kliszom towarzyszą filozoficzne aforyzmy, a cyniczny ton Pattinsona wybrzmiewa obok zmysłowego szeptu Sarah Gadon. Z bezładnej mieszaniny wyłania się obraz mikroapokalipsy, wobec której beneficjenci rzeczywistości wydają się równie bezradni, co jej zapalczywi kontestatorzy. Cronenberg przygląda się tym szokującym obrazom z rezygnacją, która zabrania mu poszukiwania sensu i rekonstruowania wewnętrznej logiki wydarzeń. W konsekwencji twórca "Historii przemocy" nakręcił swój najbardziej zawikłany film od lat. Czy jednak taką historię jak w "Cosmopolis" w ogóle dało się opowiedzieć inaczej? Jakkolwiek by odpowiedzieć na to pytanie, reżyserowi nie sposób odmówić upiornej konsekwencji. Jeśli „Niebezpieczna metoda”  podpalała lont pod ideałami swojej epoki, „Cosmopolis” stanowi już apogeum eksplozji.

Cosmopolis
Reżyseria: David Cronenberg
Ocena: 7/10

piątek, 15 czerwca 2012

Od zawsze fascynuję się futbolem - rozmowa z Harunem Farockim



W samym środku Euro 2012 o piłce nożnej można porozmawiać nawet z Harunem Farockim. Znakomity niemiecki dokumentalista i artysta wizualny opowiada o poświęconej futbolowi instalacji "Deep Play", którą wciąż możemy jeszcze oglądać w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej. W dalszej części rozmowy gość tegorocznego Planete+ Doc oddala się od sportu w stronę artystycznych inspiracji, wśród których wymienia francuską Nową Falę i powieści Gombrowicza.


Piotr Czerkawski: W warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej przez kilka miesięcy możemy oglądać wystawę pańskich wideoinstalacji. Główną atrakcją tej ekspozycji stanowi praca „Deep Play”, w której przygląda się pan finałowi piłkarskich Mistrzostw Świata w 2006 roku. Futbol jest dla pana tylko materiałem do chłodnej refleksji, czy może wzbudza też zaangażowanie emocjonalne?

Harun Farocki: Odkąd pamiętam, uwielbiałem piłkę zarówno jako zawodnik, jak i kibic. Bardzo się dziwiłem, że moi burżuazyjni znajomi nie podzielają tej pasji i uważają ją za niepoważną. Gdy miałem dwadzieścia parę lat i emocjonowałem się Mistrzostwami Świata w Meksyku zupełnie nie rozumiałem jak mogą nie odczuwać tej gorączki i szczerze im tego współczułem. Tamten turniej rzeczywiście był zresztą wyjątkowo dobry i do dziś wiele z niego pamiętam.


W „Deep Play” uznał pan mecz piłkarski za dobry przykład współczesnego masowego widowiska?

Pierwotnie chodziło mi o to, żeby pokonać ograniczenia środków masowego przekazu i dzięki ustawieniu kilkunastu ekranów dokumentujących to samo spotkanie zwrócić uwagę na niuanse, których nie jesteśmy w stanie dostrzec na co dzień. W ciągu sześciu lat jakie minęły od finału Francja- Włochy technika błyskawicznie poszła jednak do przodu i możliwość ukazania meczu w całej jego złożoności zyskała pierwsza lepsza telewizja. Gdy się o tym zorientowałem, postanowiłem nieco przesunąć akcenty i skupić się na kwestiach pozasportowych. W efekcie dostrzegłem w meczu piłkarskim przede wszystkim medialny produkt, który zostaje wykorzystany do zarobienia olbrzymiej ilości pieniędzy.

(....)

W latach 60. rewolucja nie odbywała się wyłącznie na ulicach, ale także w kinie. Jej produktem stała francuska Nowa Fala, która odcisnęła olbrzymie piętno również na pańskiej twórczości. Czy myśli pan, że cokolwiek z jej dziedzictwa udało się zachować także dla współczesnego kina?

Nowa Fala na zawsze będzie już głęboko zakorzeniona w historii. Przez cały czas można traktować ją w kategoriach fenomenu. Twórcy kina autorskiego zmienili zasady produkcji filmowej, przenieśli ją poza wielkie studia i sprawili, że dostęp do niej stał się znacznie bardziej demokratyczny. Przede wszystkim jednak Nowofalowcy mogli imponować tym, że przez kilkadziesiąt lat aktywności pozostawali wierni konsekwentnemu, rozpoznawalnemu stylowi. Niektórzy z nich tacy jak Resnais, Varda czy Godard robią to dziś. Tyle tylko, że  ich realny wpływ na współczesne kino jest chyba jednak niewielki. W Niemczech Godarda ogląda się właściwie tylko na uniwersytetach. Mało który reżyser przyznaje się do jakichkolwiek inspiracji Nową Falą. Może tylko we Francji wygląda to jeszcze odrobinę inaczej.

Wśród swoich artystycznych inspiracji często wymienia pan prozę Witolda Gombrowicza. Co właściwie pana w niej fascynuje?

To zabawne co powiem, bo od dawna jestem uważany za twórcę zaangażowanego, ale w Gombrowiczu zawsze pociągała mnie jego wyraźna apolityczność. Zupełnie nie obchodziło go to kto będzie sprawował władzę w Argentynie czy w Polsce. Gombrowicz był rozczulający w swoim myśleniu kategoriami modernistycznymi, wierzył, że pisarz żyje w swoim własnym mikrokosmosie. Był trochę jak Matisse, który powiedział coś w stylu: „jako artyści nie powinniśmy zajmować się światem. Mamy znacznie ważniejsze rzeczy do roboty”. Ta wiara w sztukę robi wrażenie, choć to oczywiście jedna wielka utopia.


Cały wywiad ukazał się w dzisiejszym wydaniu Dziennika


niedziela, 3 czerwca 2012

TYLKO KRÓTKO, PROSZĘ: "Piękno" Olivera Hermanusa



Zrealizowany w RPA film Olivera Hermanusa stanowi  zapis emocjonalnej eksplozji. Reżyser doskonale wie jak nadać jej  możliwie największą siłę rażenia. Przez długi czas  świadomie usypia czujność widza za sprawą nieśpiesznego tempa i monotonii ekranowych wydarzeń. Gwałtowne wybudzenie z letargu następuje pod wpływem pojedynczej, wstrząsającej sceny. Wybuch niemożliwego do stłumienia homoseksualnego pożądania bynajmniej nie przynosi jednak wyzwolenia. Główny bohater nawet w łóżku pozostaje zdeterminowany przez formujące go idee agresywnego kapitalizmu. Rozkochany w swym uprzywilejowaniu biały biznesmen pragnie dla siebie wyłącznie najwyższej jakości i jest w stanie zawalczyć o nią wszelkimi dostępnymi środkami. W łączącym melancholię „Wstydu” i brutalną dosłowność fabuł  Ulricha Seidla „Pięknie” nie dojdzie jednak do spełnienia. Film Hermanusa stanowi nokautujący cios w poczucie burżuazyjnej wszechmocy.

Skoonheid
Reżyseria: Oliver Hermanus
Ocena: 7/10


sobota, 2 czerwca 2012

TYLKO KRÓTKO, PROSZĘ: "Królewna Śnieżka i Łowca"





„Królewna Śnieżka i Łowca” chciałaby być równie posępna, co „Labirynt fauna” i co najmniej tak samo widowiskowa jak „Igrzyska śmierci”. Pobożne życzenia nie doczekały się jednak realizacji. Zapowiadany jako zliftingowana wersja słynnej baśni braci Grimm film Ruperta Sandersa w swojej stylizacji okazał się nazbyt zachowawczy. Twórcy, którzy podążają w stronę niespotykanego w podobnym kinie mroku ostatecznie wycofują się w bezpieczne rejony  ckliwości. Triumfujący w „Królewnie Śnieżce...” infantylizm zbiega się z zakamuflowaną promocją hollywoodzkiego kultu młodości. W symbolicznym pojedynku grającą złą macochę Charlize Theron musi uznać wyższość młodziutkiej Kirsten Stewart. Księżniczka pokolenia emo wciąż jednak wyraźnie przegrywa z laureatką Oscara na polu umiejętności aktorskich. Kłopot w tym, że dla twórców  „Królewny Śnieżki...” akurat ta kategoria nie wydaje się mieć specjalnego znaczenia.


Snow White and the Huntsman
Reżyseria: Rupert Sanders
Ocena: 5/10