„Najsamotniejsza z Planet” wrzuca nas w sam środek gęstej sieci skojarzeń. Film Julii Loktev to art house'owa medytacja szybko osiągająca intensywność egzystencjalnego horroru. Opowieść o amerykańskich turystach, którzy lekkomyślnie zapuszczają się w niedostępne rejony Kaukazu znakomicie akcentuje grozę tkwiącą we własnej nieprzewidywalności. Nie ona jest tu jednak najważniejsza. Loktev wysuwa na pierwszy plan skomplikowaną psychologicznie relację między parą bohaterów a ich tajemniczym przewodnikiem. Cała trójka rozpoczyna między sobą przedziwną grę, w której nieufność łączy się z fascynacją i podszytym samczą rywalizacją pożądaniem. Umieszczony w jednej z pierwszych scen filmu wizualny cytat z „Powiększenia” wskazuje, że tym emocjonalnym zapasom patronować będzie Michelangelo Antonioni. Ze względu na mistrzowskie połączenie strachu i erotyzmu Loktev jeszcze więcej zawdzięcza chyba jednak Bruno Dumontowi. „Najpiękniejsza...” to właściwie „Twentynine Palms” wykastrowane z szokującej pointy. Urwana w pół słowa opowieść Loktev pozostaje jednak równie złowieszcza.
The Loneliest Planet
Reżyseria: Julia Loktev
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz