„Dyktator” to „Kacza zupa” ery
CNN, której sukces opiera się na błyskotliwym podstępie. Reżyser
Larry Charles wespół z Sachą Baronem Cohenem urządzają na
ekranie orgię trywialności, a jej główną atrakcją czynią
najbardziej banalne stereotypy na temat bliskowschodnich satrapów. Przyjęta przez twórców strategia bardzo szybko obnaża jednak własną absurdalność.
Charles i Cohen okpiwają protekcjonalizm Zachodu, który interesuje
się dyktatorami o tyle, o ile dadzą się oni zaliczyć do grona
współczesnych celebrytów. Pod względem tendencji do łączenia
popkultury i polityki „Dyktator” idzie w ślady brytyjskiego
„Four Lions”, który mistrzowsko oddał na ekranie zjawisko
makdonaldyzacji terroryzmu. Jednocześnie jednak komedii twórców "Borata" udaje się dotrzeć w rejony niedostępne dla tamtego filmu.
„Dyktator” okazuje się zdolny do wzniecenia obyczajowej
rewolucji. Aby to osiągnąć, demonstruje emancypacyjną siłę humoru i dokonuje zamachu na polityczną poprawność. Twórcy filmu nakłaniają widzów, by na czas seansu udzielili sobie dyspensy od wyznawanego światopoglądu i etycznych przekonań. Następnie przez półtorej godziny beztrosko bombardują wszystkich dowcipami z pogranicza rasizmu, mizoginii i skatologii. Zamiast reagować na to oburzeniem, warto doceniać „Dyktatora” na
tej samej zasadzie na jakiej wciąż można cieszyć się „Trylogią życia”
Pasoliniego. I tam, i tu chodzi przecież o odę na cześć śmiechu,
który zachowuje czystość, nawet gdy zostaje wywołany najbardziej
plugawymi środkami.
The Dictator
Reżyseria: Larry Charles
Ocena : 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz