poniedziałek, 28 maja 2012

TYLKO KRÓTKO, PROSZĘ: "Dyktator" Larry'ego Charlesa







„Dyktator” to „Kacza zupa” ery CNN, której sukces opiera się na błyskotliwym podstępie. Reżyser Larry Charles wespół z Sachą Baronem Cohenem urządzają na ekranie orgię trywialności, a jej główną atrakcją czynią najbardziej banalne stereotypy na temat bliskowschodnich satrapów. Przyjęta przez twórców strategia bardzo szybko obnaża jednak własną absurdalność. Charles i Cohen okpiwają protekcjonalizm Zachodu, który interesuje się dyktatorami o tyle, o ile dadzą się oni zaliczyć do grona współczesnych celebrytów. Pod względem tendencji do łączenia popkultury i polityki „Dyktator” idzie w ślady brytyjskiego „Four Lions”, który mistrzowsko oddał na ekranie zjawisko makdonaldyzacji terroryzmu. Jednocześnie jednak komedii twórców "Borata" udaje się dotrzeć w rejony niedostępne dla tamtego filmu. „Dyktator” okazuje się zdolny do wzniecenia obyczajowej rewolucji. Aby to osiągnąć, demonstruje emancypacyjną siłę humoru i dokonuje zamachu na polityczną poprawność. Twórcy filmu nakłaniają widzów, by na czas seansu udzielili sobie dyspensy od wyznawanego światopoglądu i etycznych przekonań. Następnie przez półtorej godziny beztrosko bombardują wszystkich dowcipami z pogranicza rasizmu, mizoginii i skatologii. Zamiast reagować na to oburzeniem, warto doceniać „Dyktatora” na tej samej zasadzie na jakiej wciąż można cieszyć się „Trylogią życia” Pasoliniego. I tam, i tu chodzi przecież o odę na cześć śmiechu, który zachowuje czystość, nawet gdy zostaje wywołany najbardziej plugawymi środkami.

The Dictator
Reżyseria: Larry Charles
Ocena : 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz