czwartek, 20 listopada 2014

Metafizyka i realizm Andrieja Zwiagincewa







Andriejowi Zwiagincewowi nie sposób odmówić odwagi. Podczas gdy większość rosyjskich intelektualistów oklaskuje autorytarne poczynania władz bądź zachowuje wobec nich taktowne milczenie, reżyser otwarcie głosi niechęć pod adresem reżimu Putina. W najnowszym filmie Zwiagincewa – nagrodzonym w Cannes „Lewiatanie” – rosyjski prezydent pysznie spogląda z portretu zawieszonego w gabinecie skorumpowanego do cna burmistrza. Inna scena tego samego filmu pokazuje grupę mężczyzn „rozstrzeliwujących” z karabinu podobizny byłych przywódców kraju. Jeden z bohaterów otwarcie sugeruje, że na liście swoich celów chętnie umieści także wizerunek Władimira Władimirowicza. Słodką tajemnicą Zwiagincewa pozostanie sposób w jaki do wsparcia równie kontrowersyjnego filmu namówił kremlowskie Ministerstwo Kultury. Choć  w obliczu aktualnej sytuacji w Rosji „Lewiatan” przypomina teledysk Pussy Riot zrealizowany przez Andrieja Tarkowskiego, Zwiagincew zadbał, by jego dzieło znacząco wykraczało poza kontekst publicystyczny. Najnowszy film pełni szczególną rolę w skromnym ilościowo, lecz zróżnicowanym stylistycznie dorobku reżysera. „Lewiatan” z całą mocą przypieczętowuje zaznaczony już w  „Elenie” zwrot od metafizycznych uniesień do gorzkiego realizmu, od śmiertelnej powagi do zjadliwej ironii.
 Choć Zwiagincew należy do nadziei współczesnego kina autorskiego, jego życiorys wydaje się żywcem wyjęty z hollywoodzkiej biografii bądź klasycznej rosyjskiej skazki. Przyszły reżyser urodził się w 1964 roku w ludnym, lecz prowincjonalnym Nowosybirsku. Gdy Andriej miał zaledwie kilka lat, z domu wyprowadził się ojciec, który odtąd pojawiał się w życiu chłopca tylko sporadycznie. Gdy młody twórca zaczął osiągać pierwsze sukcesy, rodzic miał skwitować je uwagą, że nie uważa reżyserii za prawdziwie męskie zajęcie. Można się tylko domyślać w jak dużym stopniu postać surowego Ojca ze słynnego „Powrotu” znajduje odbicie w osobistych przeżyciach jego twórcy. Zanim jednak debiut Zwiagincewa osiągnął swój oszałamiający sukces, młodego Rosjanina czekała kręta droga na europejskie salony. Młody Andriej początkowo wiązał swoją przyszłość z aktorstwem. Gdy scena teatralna w Nowosybirsku okazała się dla niego za ciasna, postanowił spróbować szczęścia w Moskwie. W trakcie bezskutecznych prób zaistnienia w środowisku, Zwiagincew doskonale poznał żywot stołecznego biedaka, który z taką wiarygodnością opisał później w „Elenie”. W obliczu kryzysu rosyjskiej sztuki lat 90., przyszły twórca „Wygnania” postanowił w końcu spróbować swoich sił jako twórca głupawych reklam i komercyjnych seriali. Zastrzyk finansowy nie wyprowadził jednak Zwiagincewa z psychicznego dołka. W stanięciu na nogi ambitnemu twórcy pomógł ponoć dopiero seans „American Beauty” Sama Mendesa – filmu o nieudaczniku nieoczekiwanie odnajdującym życiowe spełnienie. Napełniony siłami twórczymi Zwiagincew trafił wkrótce na stworzony przez duet Vladimir Moiseenko - Aleksandr Novototskiy-Vlasov scenariusz „Powrotu”.  Znacząco zmodyfikowany przez siebie tekst uczynił następnie podstawą późnego, zrealizowanego w wieku 39 lat, debiutu.

Jeśli wierzyć potwierdzanym przez reżysera legendom, filmowi towarzyszył niebywały łut szczęścia. Choć „Powrót” był już zakwalifikowany do Konkursu Głównego w Locarno, w ostatniej chwili został przekierowany na jeszcze bardziej prestiżowy festiwal w Wenecji. Tam z miejsca wzbudził zachwyt jury kierowanego przez Maria Monicelliego. Aby przyznać Złotego Lwa Zwiagincewowi, nestor włoskiej kinematografii miał narazić się ponoć samemu premierowi Berlusconiemu naciskającemu na nagrodzenie jednego  z przedstawicieli gospodarzy. Prawda to czy nie, „Powrót” w pełni zasłużył na towarzyszący mu rozgłos. Fabuła o dawno niewidzianym ojcu, który znienacka pojawia się w życiu dorastających synów tylko pozornie była nacechowana prostotą. W rzeczywistości brzemienna w skutki podróż bohaterów za miasto z powodzeniem poddawała się interpretacjom natury religijnej i psychoanalitycznej. Pytany o zdanie Zwiagincew tylko znacząco się uśmiechał i zbywał dziennikarzy uwagami w stylu: Czwórka głównych bohaterów reprezentuje cztery żywioły. Ziemia to matka, woda to ojciec, starszy brat Andriej to powietrze, a Iwan jest ogniem. Ale jeśli sądzicie, że jest inaczej, na pewno macie rację”. 

(...)


Zaznaczony w „Elenie” kryzysu duchowości jeszcze bardziej przybiera na sile w „Lewiatanie”. W prowincjonalnym miasteczku pop okazuje się jednym z najbliższych stronników demonicznego burmistrza, a swoją cerkiew przeznacza na miejsce spotkań lokalnych gangsterów. Symbolika tego wątku wydaje się więcej niż wymowna. Nie jest przecież tajemnicą, że sojusz tronu i ołtarza stanowi jeden z fundamentów dyktatorskiej władzy Putina. Reżyser „Lewiatana” odważył się jednak na znacznie więcej niż tylko krytykę doraźnych działań rosyjskiej cerkwi. Cały film daje się odczytać jako przygnębiająca reinterpretacja Księgi Hioba. Kola z „Lewiatana” niby przypomina biblijnego bohatera, ale  - w przeciwieństwie do niego –nie znajduje w cierpieniu żadnego sensu i nie otrzymuje zadośćuczynienia za swe krzywdy. W akcie rozpaczy decyduje się zemścić na swych prześladowcach, ale w zamierzeniu wzniosłe działanie okazuje się wyłącznie groteskowe. Czy taka wizja Apokalipsy – wspólnego wątku wszystkich filmów Zwiagincewa – nie przeraża znacznie bardziej niż złowieszcza muzyka Arvo Parta w pretensjonalnym „Wygnaniu”?
                                                                                                                                                                           
      Więcej w listopadowym http://kino.org.pl/ 

                                                                                                                                                                          
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz