środa, 30 listopada 2011

Manifest ekscentryzmu- recenzja filmu "Attenberg"


Film Athiny Rachel Tsangari  stanowi urokliwą fantazję o dojrzewaniu do życia we współczesnym świecie. Dzięki temu „Attenberg” ma szansę uwodzić za pomocą pomocą młodzieńczego wdzięku, bezkompromisowej szczerości i i zuchwale deklarowanego ekscentryzmu. Grecka reżyserka z sukcesem łączy   rozczarowanie rzeczywistością bijące od „Kła” Yorgosa Lanthimosa z nonszalanckim buntem w stylu  „Kobieta jest kobietą” Jeana-Luca Godarda.

Tsangari obdarza  dorastającą bohaterkę swojego filmu bardzo dużą sympatią. Nie ukrywa jednak, że stawia przed Mariną trudne zadanie. Młoda dziewczyna musi odnaleźć własne miejsce w świecie skompromitowanych idei, ograniczających schematów i pustych sloganów. Właśnie takie dziedzictwo pozostawia po sobie  poprzednie pokolenie, które personifikuje się w postaci umierającego ojca Mariny. Dziewczyna nie zamierza szczeniacko sprzeciwiać się  skompromitowanemu rodzicowi. Doskonale wie jednak, że musi uniknąć jego błędów i twardo walczyć o  niezależność. Według Tsangari szansą dla Mariny może okazać się akceptacja własnych pierwotnych instynktów. Pod ich wpływem dziewczyna z premedytacją sprzeciwia się narzuconym  z góry normom językowym. Świadomie bawi się słowami, tworzy je na nowo i dekonstruuje  dawne znaczenia. Gdy od czasu do czasu  wije się na łóżku i imituje odgłosy zwierząt, nie ma   w sobie nic z opętanej desperatki. Po prostu z pełną świadomością upodabnia się do bohaterów dokumentów przyrodniczych swojego ulubionego Sir Davida Attenborougha.

(...). Całość tekstu ukazała się w listopadowym numerze miesięcznika "Film"

Na deser przypominana w filmie Tsangari znakomita piosenka zespołu Suicide: 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz