poniedziałek, 27 lutego 2012

Czarownica na stos!- recenzja "Lilly"



Nieokiełznana "Lilly" mogłaby się okazać przyrodnią siostrą tytułowego bohatera "Musimy porozmawiać o Kevinie" Lynne Ramsay. Inaczej niż w filmie Ramsay francuska reżyserka Fabienne Berthaud nie stara się jednak oddać rozchwiania emocjonalnego postaci za sprawą przesady rodem z campowego horroru. Twórczyni "Lilly" gardzi chwytami charakterystycznymi dla kina gatunkowego i pozostaje wierna estetyce artystowskiego bełkotu. Wyraźnie zaintrygowana swoją bohaterką nie dostrzega, że zamiast tajemnicy kryje się w niej wyłącznie pustka.

(...) Postawa Berthaud tchnie posthipisowską naiwnością, która swego czasu stała się przedmiotem doskonałej kpiny w "Cząstkach elementarnych" Michela Houellebecqa. Choć reżyserka nie zauważa własnej śmieszności i stylizuje Lilly na pogańską boginię, trudno spodziewać się, by udało jej się zyskać jakichkolwiek wyznawców.

Cały tekst ukazał się w piątkowym Dzienniku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz