sobota, 23 lutego 2013

W oczekiwaniu na Apokalipsę - rozmowa z Carlosem Reygadasem









(...)

Większość krytyków usiłuje osadzić twoje filmy w kontekście kultury meksykańskiej. Tymczasem ty od lat uparcie podkreślasz ich uniwersalność.

Moje kino często drażni aroganckich Europejczyków, którzy patrzą na Amerykę Łacińską przez pryzmat pielęgnowanych latami stereotypów. Według nich twórca z Meksyku mógłby pokazać na festiwalu filmowym co najwyżej komedię z tańcem i śpiewami albo łzawy film społeczny o biednych wieśniakach, którzy upijają się tequilą. Tymczasem nagle przyjeżdża do nich facet, który poprzez swoją twórczość próbuje zadawać uniwersalne pytania filozoficzne. To wydaje się nie do pomyślenia i powoduje zupełną dezorientację. Swoją drogą, widziałeś „Poza szatanem” Bruno Dumonta?

Oczywiście. Bardzo cenię ten film.

No właśnie, ale przecież nie przyszłoby ci do głowy, żeby doszukiwać się w jego kinie portretu współczesnej Francji, prawda? Andrzej Wajda także nie kręci przecież swoich filmów po to, żeby pokazywać zachodniemu widzowi czym jest Polska. No, może ostatnio zaczął iść w tym kierunku, ale w najlepszych filmach był od tego jak najbardziej daleki.

(...)

Przez 15 lat mieszkałeś w Europie, gdzie robiłeś karierę jako dyplomata. Dlaczego ostatecznie zdecydowałeś się na powrót do ojczyzny?

Chciałem, żeby moje dzieci wychowywały się właśnie tam. Jestem pewien, że życie w Meksyku będzie dla nich bogatsze niż w Europie. Nie mówię, rzecz jasna, o wymiarze finansowym, ale o duchowym, społecznym.

W Europie wciąż nie mogłeś poczuć się jak u siebie?

Nie miałem większych problemów z aklimatyzacją: jako mieszkańcy Ameryki Łacińskiej jesteśmy przecież na wpół Europejczykami. Dzięki temu było mi znacznie łatwiej przystosować się do waszej rzeczywistości niż komuś z Hong Kongu czy Ugandy. Podejrzewam, że gdybym szedł ulicą, mógłbyś wziąć mnie za Polaka i nie zwróciłbyś na mnie specjalnej uwagi. Przez cały czas jednak zachowywałem optykę przybysza z zewnątrz i cieszę się, że mogłem przyjrzeć się z tej perspektywy „zachodniemu” światu. Poczynione przeze mnie obserwacje były jednak dosyć gorzkie.

Na co przede wszystkim zwróciłeś swoją uwagę?

Nie sądziłem, że ludzie w Europie wydadzą mi się aż tak bardzo samotni. Odniosłem wrażenie, że na własne życzenie odseparowują się zarówno od natury, jak i od siebie nawzajem. Oczywiście, macie doskonale rozwiniętą technologię, ale – jak mówiłem wcześniej – równie dobrze może ona służyć celom wzniosłym i haniebnym. A przecież Europejczycy zawsze mieli w sobie skłonność do zabijania ludzi. Gdy ktokolwiek stawiał im opór w procesie kolonizacji czy podbojów, z miejsca sięgali po broń. Impuls do rozpoczęcia II wojny światowej również wyszedł przecież z Europy. System „zachodniego” świata wciąż opiera się na agresji i destrukcji. Dziś jesteśmy w stanie zniszczyć Ziemię z powodu walki o ropę albo jakieś inne gówno. Czy ludzie kiedykolwiek zrozumieją, że to wszystko nie ma sensu?


Jednym z często akcentowanych problemów współczesnego świata pozostaje niemożność porozumienia się między ludźmi. Twoi bohaterowie również próbują sobie z tym poradzić i jednym z najważniejszych środków wzajemnej komunikacji czynią chociażby seks.

Takie podejście jest oczywiście sprzeczne z nakazami religii monoteistycznych, które traktują życie płciowe jako coś świętego, dozwolonego wyłącznie małżonkom. Tymczasem, moim zdaniem, seks może pełnić podobną funkcję, co uściśnięcie ręki lub wymiana uśmiechów. Tyle tylko, że zapewnia znacznie bardziej intensywne przeżycia. Tak czy inaczej, to świetny sposób na budowanie mostów między sobą.

Dziś coraz częściej jednak zdarza się nam o tym zapominać?

Komunikacja między ludźmi, która nie ogranicza się wyłącznie do bodźców językowych na pewno ma w sobie znacznie większą siłę oddziaływania. Nawet samo spojrzenie na drugiego człowieka często znaczy więcej niż wymiana zdań. Wydaje mi się, że doskonale rozumieli to ludzie z czasów przedchrześcijańskich. Do pewnego momentu tworzyli oni różnorodne plemiona, kultywowali własną obyczajowość, ufali swoim instynktom. Gdy jednak zostali zjednoczeni przez wspólną religię, musieli zapomnieć o własnej odrębności, stali się jednakowi i podporządkowani ścisłemu systemowi zakazów i nakazów. Jak widzisz, to wszystko wina pieprzonego monoteizmu!

Jeśli mistycyzmu nie da się już dostrzec w zinstytucjonalizowanej religii, to może warto poszukać go w kinie. Co sprawia, że akurat to medium szczególnie nadaje się do mówienia o duchowości?

Kino jest językiem, który zwraca się bezpośrednio zmysłów. Cokolwiek w trakcie seansu usłyszysz bądź zobaczysz, bierzesz za coś prawdziwego. Nawet jeśli doskonale wiesz, że masz do czynienia z kreacją, twoje uszy i oczy tego nie rozumieją. W czasie seansu przekraczasz granice między światami i przyswajasz do swojego porządku elementy innej rzeczywistości. Moim zdaniem trudno o lepszą ilustrację mistycyzmu.

(...) Więcej w lutowym wydaniu miesięcznika FILM 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz