Gdy mowa o filmach poświęconych
tematyce szkoły, nie sposób zapomnieć o nagrodzonej Złotą Palmą
„Klasie” Laurenta Canteta. Miałeś okazję ją obejrzeć?
Bardzo cenię ten film. Gdy jednak
obejrzałem go po raz pierwszy, wpadłem w głęboką depresję.
Dlaczego?
„Klasa” była tak cholernie dobra,
że nie widziałem możliwości, aby mój film o szkole mógł jej w
jakikolwiek sposób dorównać. Rozważałem nawet rezygnację z
pisania scenariusza. Na szczęście producent przekonał mnie, że
„Pan Lazhar” będzie innym filmem niż niż dzieło Canteta.
Ostatecznie okazało się, że miał zupełną rację.
Z Cantetem łączy cię jednak to,
że obaj wydajecie się traktować pojedynczą klasę jako metaforę
całego społeczeństwa.
Podobne spojrzenie otwiera szerokie
perspektywy. Zazwyczaj bywa tak, że film, który próbuje mówić o
wielu różnych sprawach, ostatecznie opowiada o niczym. Tymczasem
codzienność takiej zbiorowości jak klasa jest tak złożona, że w
zupełnie naturalny sposób pojawia się w niej wiele różnorodnych
problemów. Dzięki temu w „Panu Lahzarze” mogę mówić
jednocześnie o imigracji, dojrzewaniu czy sposobach radzenia sobie
ze śmiercią drugiej osoby.
Pomimo że traktujesz swoich
bohaterów z sympatią, chwilami można odnieść wrażenie, że
każesz żyć im w świecie rodem z Kafki. Czy współczesna
kanadyjska szkoła naprawdę jest świątynią biurokracji i
regulaminów?
Odniosłem takie
wrażenie, gdy – w trakcie przygotowań do realizacji filmu –
spędziłem trochę czasu w kanadyjskich podstawówkach. Sam
uczęszczałem do takiej szkoły jakieś 30 lat temu a od tego czasu
liczba reguł i procedur niebotycznie wzrosła. Oczywiście są
ludzie, którym się to nie podoba. Jeśli jednak pojedyncza osoba
chce zmienić coś w funkcjonowaniu instytucji, za każdym razem
napotka potężny opór. Doskonale widać to chociażby w kontekście
relacji Lazhara z dyrektorką szkoły. Ta kobieta wydaje się
przyjazna Lazharowi, jest otwarta na jego innowacyjne podejście do
nauczania. Ostatecznie jednak musi ukarać go za złamanie procedur,
choć wcale tego nie chce. Konieczność przestrzegania przepisów
okazuje się po prostu ważniejsza niż uczucia bohaterki.
(...)
Na zakończenie powróćmy na chwilę
do szkoły. Czy dysponujesz informacjami o tym jak twój film został
przyjęty przez środowiska nauczycielskie?
Mój dystrybutor wpadł na pomysł, by
zorganizować jeden z pokazów przedpremierowych właśnie dla
nauczycieli z Montrealu. Gdy wchodziłem wtedy na salę, poczułem
się jakbym zmierzał do rzeźni. Nigdy nie pracowałem jako
nauczyciel, byłem intruzem wkraczającym do doskonale znanego przez
nich świata. Na szczęście odebrali jednak film bardzo pozytywnie.
Zapewne spodobał im się ten aspekt przekazu, który namawia do
tego, by zaufać nauczycielom i dać im jak najwięcej swobody.
Pamiętam, że sam najbardziej lubiłem tych belfrów, którzy bez
oporów eksponowali swoją oryginalną osobowość.
Czy „Panu Lazharowi” udało się
sprowokować w Kanadzie jakieś debaty dotyczące systemu
szkolnictwa?
Nie sądzę i
przyznam, że byłem tym trochę zaskoczony. Wszyscy odbiorcy
skupiają się raczej na emocjonalnym a nie politycznym wymiarze
filmu. Nie mam jednak nic przeciwko temu.
Więcej na łamach Dziennika
u mnie też natychmiastowe było skojarzenie z "Klasą", którą uważam za świetny film
OdpowiedzUsuń