poniedziałek, 4 lutego 2013

Zaufać belfrom - wywiad z Philippem Falardeau, część 2










Gdy mowa o filmach poświęconych tematyce szkoły, nie sposób zapomnieć o nagrodzonej Złotą Palmą „Klasie” Laurenta Canteta. Miałeś okazję ją obejrzeć?

Bardzo cenię ten film. Gdy jednak obejrzałem go po raz pierwszy, wpadłem w głęboką depresję.


Dlaczego?

„Klasa” była tak cholernie dobra, że nie widziałem możliwości, aby mój film o szkole mógł jej w jakikolwiek sposób dorównać. Rozważałem nawet rezygnację z pisania scenariusza. Na szczęście producent przekonał mnie, że „Pan Lazhar” będzie innym filmem niż niż dzieło Canteta. Ostatecznie okazało się, że miał zupełną rację.

Z Cantetem łączy cię jednak to, że obaj wydajecie się traktować pojedynczą klasę jako metaforę całego społeczeństwa.

Podobne spojrzenie otwiera szerokie perspektywy. Zazwyczaj bywa tak, że film, który próbuje mówić o wielu różnych sprawach, ostatecznie opowiada o niczym. Tymczasem codzienność takiej zbiorowości jak klasa jest tak złożona, że w zupełnie naturalny sposób pojawia się w niej wiele różnorodnych problemów. Dzięki temu w „Panu Lahzarze” mogę mówić jednocześnie o imigracji, dojrzewaniu czy sposobach radzenia sobie ze śmiercią drugiej osoby.


Pomimo że traktujesz swoich bohaterów z sympatią, chwilami można odnieść wrażenie, że każesz żyć im w świecie rodem z Kafki. Czy współczesna kanadyjska szkoła naprawdę jest świątynią biurokracji i regulaminów?

Odniosłem takie wrażenie, gdy – w trakcie przygotowań do realizacji filmu – spędziłem trochę czasu w kanadyjskich podstawówkach. Sam uczęszczałem do takiej szkoły jakieś 30 lat temu a od tego czasu liczba reguł i procedur niebotycznie wzrosła. Oczywiście są ludzie, którym się to nie podoba. Jeśli jednak pojedyncza osoba chce zmienić coś w funkcjonowaniu instytucji, za każdym razem napotka potężny opór. Doskonale widać to chociażby w kontekście relacji Lazhara z dyrektorką szkoły. Ta kobieta wydaje się przyjazna Lazharowi, jest otwarta na jego innowacyjne podejście do nauczania. Ostatecznie jednak musi ukarać go za złamanie procedur, choć wcale tego nie chce. Konieczność przestrzegania przepisów okazuje się po prostu ważniejsza niż uczucia bohaterki.

(...)

Na zakończenie powróćmy na chwilę do szkoły. Czy dysponujesz informacjami o tym jak twój film został przyjęty przez środowiska nauczycielskie?

Mój dystrybutor wpadł na pomysł, by zorganizować jeden z pokazów przedpremierowych właśnie dla nauczycieli z Montrealu. Gdy wchodziłem wtedy na salę, poczułem się jakbym zmierzał do rzeźni. Nigdy nie pracowałem jako nauczyciel, byłem intruzem wkraczającym do doskonale znanego przez nich świata. Na szczęście odebrali jednak film bardzo pozytywnie. Zapewne spodobał im się ten aspekt przekazu, który namawia do tego, by zaufać nauczycielom i dać im jak najwięcej swobody. Pamiętam, że sam najbardziej lubiłem tych belfrów, którzy bez oporów eksponowali swoją oryginalną osobowość.

Czy „Panu Lazharowi” udało się sprowokować w Kanadzie jakieś debaty dotyczące systemu szkolnictwa?

Nie sądzę i przyznam, że byłem tym trochę zaskoczony. Wszyscy odbiorcy skupiają się raczej na emocjonalnym a nie politycznym wymiarze filmu. Nie mam jednak nic przeciwko temu.

Więcej na łamach Dziennika


1 komentarz:

  1. u mnie też natychmiastowe było skojarzenie z "Klasą", którą uważam za świetny film

    OdpowiedzUsuń