Nadszedł czas na nadrobienie poberlińskich zaległości. Na pierwszy ogień recenzja świetnego "Pana Lazhara" (wciąż jeszcze na ekranach naszych kin)
(...)
Realizacji ambitnych planów Lazhara na każdym kroku przeszkadza
jednak terror formalności. W filmie Falardeau kanadyjska szkoła
prezentuje się jako instytucja zbiurokratyzowana i bezduszna.
Wprowadzone w placówce zasady chwilami przekraczają wręcz granice
zdrowego rozsądku. W jednej ze scen Lazhar orientuje się na
przykład, że – ze względu na możliwość wystąpienia
niewłaściwych skojarzeń – nauczyciel powinien unikać
jakiegokolwiek kontaktu fizycznego z uczniami. Hipokryzję szkolnej
dyrekcji najpełniej ujawnia jednak reakcja na samobójstwo jednej z
nauczycielek. Lazhar i inni pedagodzy otrzymują kategoryczny zakaz
poruszania tego tematu ze swoimi podopiecznymi. Wyłączność na
rozmowy z uczniami zyskuje za to groteskowo niekompetentna pani
psycholog.
Podobne absurdy rodem z Kafki każdorazowo neutralizuje pogodny
uśmiech Lazhara. Postawa algierskiego nauczyciela nie ma jednak nic
wspólnego z naiwnością. Mężczyzna może bez oporów poruszać z
dziećmi trudne tematy, gdyż sam został ciężko doświadczony
przez życie. W trakcie rozwoju akcji dowiadujemy się, że Lazhar
niespodziewanie stracił swoich bliskich w wyniku działań
algierskich terrorystów. Skonfrontowany z nieuchronnością śmierci,
mężczyzna pragnie przekroczyć tabu i przygotować na nią również
swoich uczniów.
Lazharowi przede wszystkim zależy na wykształceniu wśród młodych
ludzi określonego typu postaw obywatelskich. Podobny trop przynosi
humorystyczna scena, w której algierski nauczyciel po raz pierwszy
odczytuje listę uczniów swojej nowej klasy. Lazhar ze zdziwieniem
stwierdza, że niemal każdy z jego podopiecznych ma odmienne
korzenie i pochodzi z innego kręgu kulturowego. Wtedy staje się
jasne, że – niczym w pamiętnej „Klasie” Laurenta Canteta –
szkolna zbiorowość stanowi miniaturę całego społeczeństwa.
(...)
Więcej w lutowym wydaniu miesięcznika "FILM"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz