niedziela, 31 marca 2013

Najlepsze filmy I kwartału w polskich kinach


Tarantino, Gomes, Carax i inni, czyli wybór najciekawszych premier pierwszych trzech miesięcy 2013 roku w polskich kinach z kilkoma słowami własnego uzasadnienia:

1. Django (Quentin Tarantino)


"Nastrój po obejrzeniu filmu można by porównać do afektu jednej z bohaterek, która – po usłyszeniu  riposty z ust Django – nie ma wyboru i po prostu mdleje z zachwytu. Quentin, złotousty diable, znowu ci się udało!" - Cinema Enchante

2. Tabu (Miguel Gomes)





"Reżyserskie zamiłowanie do łączenia przeciwieństw towarzyszy filmowi na każdym kroku. „Tabu” łączy w sobie mrok i humor, nostalgię i namiętność, szacunek do tradycji i ironiczną grę schematami klasycznego melodramatu.(...)" - Kino 3/2013


3. Holy Motors (Leos Carax)


"Dzięki zuchwałemu postępkowi karła posągowo piękna aktorka zostaje znienacka wprawiona w ruch. Tak jak inni bohaterowie Holy Motors staje się tytułową „maszyną”, która wreszcie otrzymała od kogoś porcję paliwa. (...)" - Krytyka Polityczna


4. Polowanie (The Hunt, Thomas Vinterberg)



" Bunt wobec otaczającej rzeczywistości wydaje się w jego przypadku podszyty głęboko osobistą tęsknotą za czasami niewinności i utopijnego myślenia o wspólnocie. Nic dziwnego, że reżyser bynajmniej nie ukrywa pozytywnych uczuć, jakimi obdarza postać odrzuconego przez system bohatera.(...)" - Dziennik, 15.03


5. Cztery słońca (Four Suns, Bohdan Slama)


"Rozbawiony reżyser przestrzega przed poszukiwaniem tajemnicy tam, gdzie czeka na nas wyłącznie przaśny realizm. Ostatecznie jednak metafizyczny absurd daje o sobie znać w najbardziej przewrotny sposób z możliwych (...)" - Dziennik, 04.01

6. Poradnik pozytywnego myślenia (Silver Lingings Playbook, David O. Russell)




 "Sugestywność filmu staje się w dużej mierze zasługą wirtuozerskiej reżyserii Davida O. Russella. Twórca „Fightera” zaczyna swoją opowieść jak farsową wersję „Drogi do szczęścia”, by potem nadać jej wdzięk dawnej screwball comedy i zakończyć inteligentnym pastiszem filmów w stylu „Dirty Dancing”. " - Cinema Enchante


7. Sugar Man (Malik Bendjelloul)


"Ostateczna wymowa „Sugar Mana” zyskuje jednak w sobie przewrotny optymizm, a prezentowany w filmie świat niespodziewanie odsłania drzemiący w sobie porządek. Zgodnie z wizją Bendjelloula autentyczny talent musi w końcu uzyskać uznanie, nawet jeśli – tak jak Rodriguez – będzie czekać na nie przez cztery dekady. (...)" - Dziennik, 22.02


8. Pan Lazhar (Monsieur Lazhar, Philipe Falardeau)

 
"Lazhar ze zdziwieniem stwierdza, że niemal każdy z jego podopiecznych ma odmienne korzenie i pochodzi z innego kręgu kulturowego. Wtedy staje się jasne, że – niczym w pamiętnej „Klasie” Laurenta Canteta – szkolna zbiorowość stanowi miniaturę całego społeczeństwa. (...)" - FILM 02/2013


9. Za wzgórzami (Beyond the Hills, Cristian Mungiu)



"Inspirowany autentycznymi wydarzeniami z klasztoru w rumuńskiej części Mołdawii film Mungiu przypomina pod wieloma względami znakomite 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni (2007). Podobnie jak wtedy, reżyser po mistrzowsku kreuje na ekranie atmosferę osaczenia. (...)"- EKRANY 1/2013

10. Drogówka (Wojciech Smarzowski)



"Polska Smarzowskiego tonie w przaśności, pozostaje przeżarta korupcją i ksenofobią a odkupienia szuka w obrzędowym katolicyzmie. Bezkompromisowość  z jaką reżyser stawia diagnozę otaczającego świata pozwala traktować „Drogówkę” jak jeszcze wścieklejsze „Psy” Władysława Pasikowskiego" - Cinema Enchante

 

sobota, 30 marca 2013

Pochwała miernoty - recenzja "Wspaniałej" Regisa Ronsarda










Bohaterka filmu Regisa Ronsarda traktuje kamerę jak lustro, przed którym mizdrzy się wraz ze wszystkimi świecidełkami wyciągniętymi z przepastnej garderoby. Trudno ulec jednak efektowi wdzięku osiąganemu przy użyciu tak wielkiego wysiłku. Debiutujący w pełnym metrażu Ronsard aż nazbyt bezczelnie usiłuje naśladować kino mistrza Billy'ego Wildera. W swych nieporadnych wysiłkach młody Francuz bardziej niż klasyków amerykańskiej komedii przypomina jednak rodaków odpowiedzialnych przed laty za fenomen "kina papy". Cofająca się w czasie do lat 50. "Wspaniała" wyraża sobą całą charakterystyczną dla niego intelektualną miałkość i zamiłowanie do kiczu. Filmy reprezentujące "kino papy" zostały ostatecznie napiętnowane przez grupę młodych krytyków, którzy zasłynęli później jako twórcy francuskiej Nowej Fali. Wielka szkoda, że Truffaut, Godard i spółka nie mieli okazji, by ostrzem swego pióra ugodzić także "Wspaniałą".

(...)


W obliczu powodowanego przez taką wizję rozgoryczenia można tylko przywołać na pomoc Emila Ciorana. Rumuński filozof przekonywał w jednym z wywiadów: – Wchodząc do banku, widzi pan kilkadziesiąt młodych kobiet, które od rana do późnego wieczora wystukują na maszynach cyfry. Niech pan tylko pomyśli – tyle działo się w naszej historii, abyśmy doszli do czegoś takiego! Jeśli taki los nazywa się życiem, to życie nie ma sensu. Trudno oprzeć się wrażeniu, że – po niewielkich modyfikacjach – słowa te w pełni pasowałyby właśnie do "Wspaniałej".

Więcej na łamach Dziennika




piątek, 29 marca 2013

Wbrew ckliwym hagiografiom - recenzja filmu "Violeta poszła do nieba" Andesa Wooda




Wbrew swojemu tytułowi "Violeta poszła do nieba" nie przypomina ckliwej hagiografii. Reżyser Andrés Wood potrafi zadbać również o to, by jego film nie zamienił się w przeładowaną faktami encyklopedyczną notkę. Opowieść o życiu chilijskiej diwy Violety Parry ignoruje porządek chronologiczny, a kolejne sceny łączy ze sobą na podstawie logiki emocji. Podobne podejście idealnie pasuje do obdarzonej gwałtownym temperamentem bohaterki.


Bezkompromisowa Parra potrafi upomnieć irytującą ją widownię, bez kompleksów wystawia swoje malarskie prace w Luwrze, a na jeden z pierwszych zagranicznych koncertów nie waha się wyjechać do egzotycznej Polski. Reżyserowi udaje się dotrzymać kroku bohaterce i opisać jej barwne życie z werwą, której nie powstydziłaby się słynna "Frida" Julie Taymor.

(...)

Rozważana z perspektywy czasu biografia Violety stanowi konsekwentną drogę ku autodestrukcji. W filmie Wooda udaje się uchwycić bohaterkę pomiędzy momentami skoku i nieuchronnego lądowania. Osiągnięta wówczas przez Parrę wolność w oczywisty sposób okazuje się fałszywa. Reżyserowi "Violety..." udaje się jednak oddać na ekranie całe piękno tej iluzji.

Więcej na łamach Dziennika



środa, 27 marca 2013

Zło tuż za rogiem - recenzja "Sąsiedzkich dźwięków" Klebera Mendoncy Filho



Film "Sąsiedzkie dźwięki" jest krzyżówką powieści Kafki z "Modą na sukces". Debiutujący w pełnym metrażu Kleber Mendonça Filho umiejętnie bawi się oczekiwaniami widza i od pierwszych scen wciąga go w przedziwną grę. Do uporządkowanego świata tylnymi drzwiami wprowadza chaos, a leniwą opowiastkę obyczajową stopniowo przeistacza w pełen napięcia thriller.
Akcja filmu toczy się w obrębie ekskluzywnego osiedla zamieszkanego przez przedstawicieli brazylijskiej klasy średniej. Wścibska kamera Filho bezlitośnie rejestruje grzeszki kolejnych bohaterów. Dzięki temu z rozkoszą możemy obserwować perfekcyjną panią domu, która w ukryciu lubi zapalić jointa i oddać się porannej masturbacji. Naszej uwadze nie ujdą również wysiłki lokalnego złodzieja samochodów i - godna mistrza Barei - walka dwóch dam o markowy telewizor.

"Sąsiedzkie dźwięki" to jednak znacznie więcej niż tylko jeszcze jedna opowieść o "strasznych mieszczanach". W filmie Filho najciekawsze wydają się kolejne odsłony zaobserwowanego przez reżysera konfliktu klasowego. Bogaci mieszkańcy osiedla gardzą gorzej sytuowanymi pracownikami, lecz także czują przed nimi głęboko skrywany strach. Ta ambiwalencja osiąga apogeum, gdy bohaterowie postanawiają zatrudnić do patrolowania okolicy podejrzaną firmę ochroniarską. Mężczyźni z bronią początkowo zachowują się pokornie, ale z biegiem czasu demonstrują coraz większą zuchwałość. Wszystko dlatego, że w trakcie swych patroli zdobywają wiedzę, której ujawnienie mogłoby zakłócić spokojny sen mieszkańców.

(...) więcej w marcowym FILMIE

wtorek, 26 marca 2013

Tęsknota za niewinnością - recenzja "Polowania" Thomasa Vinterberga






(...)


W punkcie wyjścia "Polowanie" przypomina hołubioną przed kilku laty "Pokutę". W brytyjskim filmie także fałszywe oskarżenie rzucone przez nieświadomą konsekwencji smarkulę nieodwracalnie wpłynęło na życie dorosłego człowieka. Reżyser Joe Wright nie miał jednak odwagi, by otwarcie zmierzyć się z powagą tematu i ubrał swoją fabułę w znoszony kostium melodramatu. Vinterberg nie potrzebuje równie efekciarskich uników.

W surowej wizji duńskiego twórcy istotne znaczenie zyskuje każdy detal. Decyzja o tym, by sprawczynią tragedii bohatera uczynić małą dziewczynkę, również wydaje się dogłębnie przemyślana. Vinterberg sugeruje, że w zatrutym od środka społeczeństwie winą przesiąkają również pozornie nieskazitelne istoty. To wszystko sprawia, że w radykalności sądów Duńczyk bardziej niż bojaźliwego Wrighta przypomina raczej Ulricha Seidla. Tak jak austriacki mistrz, twórca "Festen" z pogardą odnosi się także do współczesnego społeczeństwa dobrobytu, które sankcjonuje swoje szczęście za pomocą bezdusznych paragrafów, przepisów i regulaminów.

Według Vinterberga tak obsesyjna dbałość o utrzymanie istniejącego porządku stanowi najlepsze świadectwo jego kruchości. Dla reżysera, który spędził dzieciństwo w hipisowskiej komunie, podobna świadomość musi wybrzmiewać jeszcze bardziej boleśnie. Bunt wobec otaczającej rzeczywistości wydaje się w jego przypadku podszyty głęboko osobistą tęsknotą za czasami niewinności i utopijnego myślenia o wspólnocie. Nic dziwnego, że reżyser bynajmniej nie ukrywa pozytywnych uczuć, jakimi obdarza postać odrzuconego przez system bohatera. Sympatia wyrażona wobec mężczyzny czyni jednak jego tragedię jeszcze bardziej przygnębiającą.

Więcej na łamach Dziennika


poniedziałek, 25 marca 2013

Straszna Triszna - recenzja "Triszny. Pragnienia miłości" Michaela Winterbottoma








W przeszłości brytyjski reżyser zdążył zasłynąć jako twórca przewrotnej wariacji na temat "Tristrama Shandy'ego", bądź autor dokumentu inspirowanego kontrowersyjną "Doktryną szoku". Tym razem Winterbottom pokusił się o nietypową ekranizację "Tess" Thomasa Hardy'ego. Przeniósł akcję powieści z dziewiętnastowiecznej Wielkiej Brytanii do współczesnych Indii. Rezultat podobnego zabiegu okazał się jednak kuriozalny. "Triszna" przypomina teledysk do piosenki "Ona tańczy dla mnie" utrzymany w manierze à la Bollywood.

Filmowe Indie interesują Winterbottoma wyłącznie ze względu na trudną do zignorowania egzotykę. Choć reżyser pozuje na aktywistę protestującego przeciw społecznym nierównościom, w rzeczywistości przypomina po prostu zagranicznego turystę z kamerą. Inaczej niż choćby Danny Boyle w "Slumdogu. Milionerze z ulicy", Winterbottom nie umie wykrzesać z siebie ani odrobiny autoironii. "Triszna" powiela melodramatyczne schematy z powagą, która na przemian drażni i rozczula.

(...) Więcej na łamach "Dziennika"

niedziela, 24 marca 2013

Stracony weekend - recenzja "Weekendu z królem" Rogera Michella




Film Rogera Michella to rozwlekła i mało zajmująca salonowa dykteryjka. "Weekend z królem" zawodzi jako pozbawiony ognia romans i mało przenikliwy komentarz na temat wzajemnych uprzedzeń między Brytyjczykami a Amerykanami. Podczas jego oglądania trudno zrozumieć nachalnie eksponowane przez dystrybutora porównania do "Jak zostać królem". Daleki od doskonałości komediodramat Toma Hoopera przy filmie Michella urasta do rangi prawdziwego arcydzieła.

Opowieść o spotkaniu króla Jerzego VI z prezydentem Rooseveltem irytuje nie tylko ze względu na swoją błahość. Film Michella ma w sobie tę samą burżuazyjną arogancję, która przeszkadzała w odbiorze chociażby francuskich "Nietykalnych". Mimo że wydarzenia ukazane w "Weekendzie z królem" poznajemy z punktu widzenia dalekiej kuzynki Roosevelta, film ma w sobie poddańczą uległość wobec amerykańskiego przywódcy i jego otoczenia

(...) więcej na łamach Dziennika