piątek, 29 marca 2013

Wbrew ckliwym hagiografiom - recenzja filmu "Violeta poszła do nieba" Andesa Wooda




Wbrew swojemu tytułowi "Violeta poszła do nieba" nie przypomina ckliwej hagiografii. Reżyser Andrés Wood potrafi zadbać również o to, by jego film nie zamienił się w przeładowaną faktami encyklopedyczną notkę. Opowieść o życiu chilijskiej diwy Violety Parry ignoruje porządek chronologiczny, a kolejne sceny łączy ze sobą na podstawie logiki emocji. Podobne podejście idealnie pasuje do obdarzonej gwałtownym temperamentem bohaterki.


Bezkompromisowa Parra potrafi upomnieć irytującą ją widownię, bez kompleksów wystawia swoje malarskie prace w Luwrze, a na jeden z pierwszych zagranicznych koncertów nie waha się wyjechać do egzotycznej Polski. Reżyserowi udaje się dotrzymać kroku bohaterce i opisać jej barwne życie z werwą, której nie powstydziłaby się słynna "Frida" Julie Taymor.

(...)

Rozważana z perspektywy czasu biografia Violety stanowi konsekwentną drogę ku autodestrukcji. W filmie Wooda udaje się uchwycić bohaterkę pomiędzy momentami skoku i nieuchronnego lądowania. Osiągnięta wówczas przez Parrę wolność w oczywisty sposób okazuje się fałszywa. Reżyserowi "Violety..." udaje się jednak oddać na ekranie całe piękno tej iluzji.

Więcej na łamach Dziennika



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz