Z okazji premiery "Za wzgórzami" Cristian Mungiu opowiada mi o życiu w postkomunistycznej Rumunii, stosunku do kościoła katolickiego a także namiętności wobec "Egzorcysty" Williama Friedkina. Cały wywiad ukazał się na portalu Krytyki Politycznej (http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/film/20130301/mungiu-dobre-intencje-za-malo)
Piotr Czerkawski: Za wzgórzami i 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni to oczywiście zupełnie różne filmy. Wydaje mi się jednak, że łączy je jedno bardzo ważne podobieństwo. W obu przypadkach pokazuje pan bohaterów, którzy pozostają zniewoleni przez obowiązującą w ich świecie ideologię.
Cristian Mungiu: Niektórzy bohaterowie obu tych filmów poddają się opresji, innym udaje się zachować wewnętrzną wolność. Otila z 4 miesięcy... – w swoich myślach i czynach stara się być niezależna. Alina w Za wzgórzami również rzuca wyzwanie ustalonym regułom, nie chce spocząć na laurach i ma w sobie siłę, by wystąpić przeciwko społecznemu konformizmowi. Prawdą jest jednak, że oba filmy starają się śledzić opresyjny wpływ reżimowych instytucji na postępowanie jednostek. Komunizm z pewnością nie zachęcał ludzi do tego, by myśleli samodzielnie. Nie wszystko da się jednak wytłumaczyć po prostu wpływem autorytarnego reżimu czy opresyjnością państwowych instytucji. Aktualna sytuacja w Rumunii stanowi wypadkową procesów historycznych, które trwają w nim przez ostatnie 50, 100 czy nawet 500 lat. Jednocześnie jednak jesteśmy za to wszystko współodpowiedzialni. W codziennych zachowaniach utrwalamy patologie tkwiące w jądrze systemu. Dlatego właśnie Za wzgórzami pozostaje dla mnie przede wszystkim opowieścią o niekompetencji, miernocie i zaniku wartości moralnych, które mają wpływ na całe społeczeństwo, a nie tylko funkcjonujące w nim instytucje.
Demokratyzacja kraju w żaden sposób nie wpłynęła zatem na mentalność obywateli?
Wydaje mi się, że – niezależnie od ustroju – w każdych warunkach ludzie wolą podążać za stereotypami i kliszami aniżeli myśleć swobodnie i podważać narzucane im wzorce. Tak jest po prostu łatwiej: bycie niezależnym wymaga większej determinacji, a jednocześnie nie przynosi żadnych wymiernych korzyści. Brutalna prawda jest taka, że społeczeństwo w żaden sposób nie traktuje cię lepiej, jeśli zachowujesz się bardziej etycznie.
Powiedział pan w jednym z wywiadów, że Za wzgórzami jest filmem o dobrych intencjach, które prowokują jednak podjęcie złych decyzji. Jak dochodzi do tego paradoksu?
Dobre intencje bez wiedzy, edukacji i wolnej woli to za mało. Proszę wyobrazić sobie sytuację, w której próbuje pan pomóc osobie rannej w wypadku samochodowym, ale nie wie nic o medycynie. Bardzo łatwo może pan kogoś zabić – pomimo tego że działa pan z najszlachetniejszych pobudek. Dlatego właśnie tak ważne jest, żeby myśleć samodzielnie i zdroworozsądkowo także w codziennym życiu. Wtedy łatwiej zachować spokój w sytuacji kryzysowej, nie ulec stereotypom i irracjonalnym lękom, które mogą doprowadzić do błędów, jakie stały się udziałem bohaterów Za wzgórzami.
Motyw napięcia między pragnieniami pojedynczego człowieka a zasadami rządzącymi życiem społeczeństwa przewija się w całej pańskiej twórczości. W ostatnim czasie zaistniał on także chociażby w polsko-rumuńskiej Drodze na drugą stronę. Czy myśli pan, że poruszana w tych filmach tematyka stanowi jeden z ważnych tematów dla nowego kina rumuńskiego?
Droga... to bardzo smutny film o obojętności, niekompetencji, zaniku empatii i braku odpowiedzialności. Opowiadana w niej historia mogłaby wydarzyć się wszędzie na świecie. Ludzie nieustannie próbują przecież przeciwstawiać się systemowi, niezależnie od jego natury. Dla filmu nie jest zresztą istotne, czy odniosą w swoich wysiłkach sukces. Zadanie artysty polega na tym, by dowartościować sam akt podjęcia przez nich walki.
(...)
Tematyka klasztornego życia od lat inspiruje zarówno twórców wysokiej klasy kina artystycznego, jak i filmów klasy B. Czy w Za wzgórzami starał się pan w jakikolwiek sposób odnieść do którejś z tych tradycji?
Jestem oczywiście świadom istnienia takiego kina, ale nie myślałem o nim w trakcie swojej pracy. Na pewno nie wynika to jednak z mojej pogardy względem filmów klasy B. Pod pewnymi względami wydają mi się one nawet znacznie bardziej szczere i poważne niż tak zwane „kino artystyczne”. To jednak wyłącznie uwagi na marginesie, bo w swojej twórczości nie staram się nigdy świadomie nawiązywać do innych twórców. Być może zabrzmi to zaskakująco, ale jedynym filmem, o którym w jakikolwiek sposób myślałem w trakcie realizacji Za wzgórzami był Egzorcysta. Widziałem ten film po raz pierwszy w wieku 15 lat i wywarł na mnie wyjątkowo silne wrażenie.
(...) Więcej na portalu Krytyki Politycznej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz