Nowy projekt twórcy "Powrotu do przyszłości" Roberta Zemeckisa przypomina raport Macierewicza ekranizowany po trzech drinkach i działce koki. Zemeckis opowiada wciskającą w fotel historię pilota zapobiegającego lotniczej katastrofie. Whip Whitaker nie ma w sobie jednak nic z pomnikowego herosa, jakim kilka miesięcy temu obwołano w polskich mediach słynnego kapitana Wronę. Bohater filmu jest alkoholikiem, a w dniu tragedii siadł za sterami pod wpływem wódki i narkotyków.
Wychodzący z podobnego punktu wyjścia
"Lot" mógłby stanowić krytykę stabloidyzowanej
rzeczywistości, w której wystarczy chwila, by spaść ze szczytu na
samo dno. Ambicje twórców wydają się jednak znacznie skromniejsze
i skupione na przedstawieniu jednostkowego dramatu Whitakera.
Zemeckisowi nie udaje się przy tym uniknąć klisz pojawiających
się w hollywoodzkich filmach o walce z nałogiem. "Lotowi"
ciąży choćby zbędny wątek romansowy i przewidywalność
przesłania kojarzącego się z moralizatorską przemową w klubie
AA.
Więcej na łamach Dziennika
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz