piątek, 31 stycznia 2014

Kino oralnego niepokoju - recenzja "Nimfomanki, część II"






„Nimfomanka – część 2” porzuca uwodzicielską bezpretensjonalność swojej poprzedniczki i zamienia się w kino oralnego niepokoju. Nowy film Larsa von Triera sprawia znacznie więcej bólu niż rozkoszy. Mimo wszystko, relacje między głównymi bohaterami pozostają pozornie bez zmian. Podczas gdy Seligman wciąż traktuje uczone książki jako krynicę mądrości, Joe używa ich głównie do stymulacji swojej łechtaczki. Rozpoczęty w pierwszej części salonowy flirt przeciwstawnych postaw tym razem zamienia się jednak w brutalny konflikt. Von Trier próbuje zatuszować gwałtowną zmianę tonacji za sprawą – jednocześnie ironicznej i wzniosłej - gry z mistrzami kina. Duński reżyser przegląda się w krzywym zwierciadle Andreja Tarkowskiego, zgrywa krnąbrnego ucznia Michaela Hanekego czy wreszcie zawstydza swymi fantazjami bohaterki „Raju: miłości” Ulricha Seidla. Kłopoty z „Nimfomanką” zaczynają się wtedy, gdy Trier pozostaje sam na sam z własnymi neurozami. Jakby przestraszony lekkością poprzedniej części, reżyser próbuje tym razem zneutralizować ją za sprawą kiczu i dosadności. Obie te strategie okazują się jednakowo chybione. Na właściwe tory sprowadza „Nimfomankę” dopiero przewrotne zakończenie. Inteligencka wyrozumiałość Seligmana okazuje się w nim tylko maską skrywającą jego samczą arogancję. Wywołana tym zachowaniem reakcja Joe w pierwszej chwili szokuje, ale ostatecznie pozostaje uzasadniona. Udająca opowieść o uzależnieniu „Nimfomanka” w rzeczywistości staje się przekonującym świadectwem emancypacji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz