czwartek, 19 grudnia 2013

Gaz do dechy - recenzja "Wyścigu" Rona Howarda





Ron Howard ściga się z samym sobą i powtarza sukces osiągnięty przy okazji „Frost/ Nixon”. Amerykański reżyser raz jeszcze wciska gaz do dechy, by opowiedzieć o iskrzącej się od emocji konfrontacji przeciwstawnych osobowości. Niki Lauda i James Hunt są jak Franz Kafka i Mick Jagger Formuły 1. Film Howarda czerpie to, co najlepsze od obu bohaterów.  „Wyścig” jest jednocześnie głęboko przemyślany i uroczo brawurowy. Lauda i Hunt pozostają wyraziści, lecz potrafią wymknąć się schematom. W tej samej chwili przypominają małostkowych egoistów, mitycznych herosów i szaleńców wyjętych wprost z najskrytszych snów Wernera Herzoga. Napędzane ostentacyjną niechęcią i podskórnym podziwem dla rywala widowisko doskonale sprawdza się na kinowym ekranie. Dzięki maestrii reżysera cicha kinowa sala może zamienić się w kipiące entuzjazmem trybuny. "Wyścig" ma jednak szansę, by zafascynować także widzów, którzy nie poświęcili ani minuty swego życia na oglądanie Formuły 1. Odsłanianie kulisów rywalizacji Hunta i Laudy dostarcza przecież takiej samej przyjemności jak niegdyś odkrywanie muzyki Sixto Rodrigueza w „Sugar Manie”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz