czwartek, 12 grudnia 2013

Torturowanie widza - recenzja "Oldboya" Spike'a Lee





Spike Lee dawno już przestał robić, co należy. Ostatnimi czasy twórca „Malarii” za wszelką cenę stara się za to zaprzeczyć swemu talentowi. „Oldboy” ostatecznie dopełnia dzieła samozniszczenia. Remake filmu Chan- wook Parka torturuje widza, by wywołać u niego perwersyjne de ja vu: niby oglądamy dobrze znaną historię, ale nasza reakcja skrajnie różni się od tej z przeszłości. Pal licho, że Lee bezwstydnie kopiuje najbardziej charakterystyczne sekwencje z filmu Koreańczyka. Prawdziwy dramat zaczyna się dopiero wtedy, gdy amerykański reżyser zaczyna ufać własnym pomysłom. O ile siła oryginalnego „Oldboya” opierała się na niedopowiedzeniu i moralnej dwuznaczności, o tyle amerykański remake nie pozostawia miejsca na takie fanaberie. Niezależnie od sportretowanych w fabule okropności, psychopata poniesie zasłużoną karę, a główny bohater zda sobie sprawę z popełnionych niegodziwości i z chrześcijańską pokorą podda się pokucie. Wszystko po to, aby statystyczny widz, po opróżnieniu kubka z colą i wiaderka popcornu, mógł wrócić do domu z poczuciem, że mieszczański porządek świata pozostał nienaruszony. Jedyny element łączący miałkiego „Oldboya” ze starszymi filmami Lee stanowi tradycyjnie utrzymana na granicy szarży rola Samuela L. Jacksona. Strach pomyśleć jaką wiązkę przekleństw wyrzucił z siebie amerykański aktor, gdy zorientował się w czym było mu dane zagrać.

1 komentarz: