piątek, 3 stycznia 2014

Odgrzewane emocje - recenzja "Smaku życia 3, czyli chińskiej układanki"





„Smak życia 3” to odgrzewany kotlet zaserwowany w nowojorskiej spelunie. Nowy film Cedrica Klapischa, wzorem pierwszej części cyklu, próbuje połączyć lekki ton opowieści z przenikliwą diagnozą pokolenia Erasmusa. Starzejący się bohaterowie „Smaku…” utracili jednak wdzięk, którym czarowali bohaterowie pierwszej części. 20 lat po swoich przygodach w Barcelonie przypominają oni uczestników zjazdu absolwentów na siłę próbujących bawić się „jak za dawnych lat”. Film Klapischa okazuje się miałki jak wyrwane z kontekstu zdania szeptane głównemu bohaterowi przez komentujących jego życie filozofów. Powtórzony kilkakrotnie chybiony dowcip doskonale podsumowuje wszystkie słabości „Smaku…”, który usiłuje opisywać mało ekscytujące życie bohaterów w stylistyce krzykliwego komiksu. Na domiar złego film Klapischa pozostaje przepełniony hipokryzją. Pozorna aprobata życiowej swobody bohaterów  okazuje się blefem maskującym reakcyjną tezę o świętości rodziny.  W kontekście owych słabości tym śmieszniej wybrzmiewa reżyserski narcyzm. Nie bez powodu autobiograficzne książki pisane przez głównego bohatera wielokrotnie zostają przecież nazwane arcydziełami. Perypetie opisane w „Smaku życia 3” mogłyby znaleźć się jednak wyłącznie w koszu z przecenioną literaturą, gdzieś pomiędzy wspomnieniami jednorękiego drwala a podręcznikiem do psychoanalizy koni.

2 komentarze: