sobota, 22 czerwca 2013

Bez litości - recenzja "Tylko Bóg wybacza" Nicolasa Windinga Refna




Nicholas Winding Refn, pochopnie okrzyknięty Mesjaszem współczesnego kina, zdemaskował się jako hochsztapler. Po obejrzeniu nowego filmu reżysera nie pozostaje nic innego jak dołączyć się do chóru gwizdów wieńczących premierowy seans na festiwalu w Cannes. „Tylko Bóg wybacza” ogląda się jak nieświadomy sequel „Chwała dziwkom” Michaela Glawoggera. Refn przypomina jednego z spośród zamożnych ludzi Zachodu, którzy realizują najbardziej perwersyjne zachcianki w zaciszu tajskiego domu uciech. Zainscenizowany przez reżysera spektakl fetyszy budzi raczej zakłopotanie niż podniecenie. Postacie irytują swoją szablonowością, a dialogi brzmią jak zbiór cytatów z tomiku poezji autorstwa Jeana – Claude'a Van Damme'a. Nużące, mnożone na potęgę sceny przemocy wydają się żywcem wyjętego z  monty pythonowskiego skeczu o konkursie na najbardziej efektowną śmierć. Po seansie trudno oprzeć się wrażeniu, że bardziej niż wizyta w burdelu przydałaby się Refnowi sesja u psychoanalityka.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz