„Bling Ring” to jednocześnie hipsterska odpowiedź na
„Słodkie życie” i grzeczniejsza wersja „Spring Breakers”. Podczas gdy Harmony
Korine bombardował ekran seksualnymi metaforami i pożerał wzrokiem roznegliżowane ciała aktorek, Sofia Coppola
woli feteszyzować markowe ciuchy i designerską biżuterię. Przy okazji autorka
czyni swój film nieświadomą ilustracją tezy
Zygmunta Baumana: „Najlepszego lekarstwa na neurozy dostarczają
nam zakupy. Pod tym względem każdy sklep przypomina dziś aptekę”. Młodociani
włamywacze z „Bling Ring” traktują domy okradanych przez siebie celebrytów jak
ekskluzywne butiki, w których nikt nie domaga się opłaty za zakupione towary.
Skok przez płot dzielący ulicę od domu Paris Hilton czy Orlando Blooma oznacza
nie tylko przekroczenie granicy między rozczarowującą codziennością, a
popkulturowym Edenem hollywoodzkich gwiazdeczek. Aktywność podjęta przez
bohaterów „Blig Ring” to także rozpaczliwa próba ucieczki z domu, w którym
odebrały sobie życie przytłoczone depresją siostry Lisbon z „Przekleństw
niewinności”. Pójście tym tropem pozwala dostrzec w „Bling Ring” intrygujący
paradoks. W ultranowoczesnym świecie Macbooka, Twittera i iPhone'a zaskakująco
silnie umocowują się pozostałości myślenia magicznego. Włamywacze z filmu
Coppoli zdają się wychodzić z założenia, że odebranie celebrycie części
garderoby bądź biżuterii pozwoli na zagarnięcie przynależnego mu splendoru i
przejęcie najważniejszych cech osobowości. Proces upodabniania się do swoich
idoli zostaje przewrotnie spuentowany w kapitalnym epilogu. Jednej z bohaterek
udaje się w końcu natknąć na podziwianą od lat gwiazdę. Traf chce, że spotkanie
ma miejsce w stanowym więzieniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz