„Przed północą” to film, który
mógłby zrobić Eric Rohmer, gdyby dożył ery Facebooka i Twittera.
Richard Linklater podnosi te same kwestie, które przed laty
interesowały francuskiego mistrza w „Miłości po południu”.
Twórca „Slackera” analizuje szansę na przetrwanie długoletniego
związku, w który coraz wyraźniej wkrada się rutyna i
zniechęcenie. Linklater łączy urok znany z dwóch poprzednich
części opowieści o Jessem i Celine z goryczą charakterystyczną
dla „Taśmy”. Podążające szlakiem Rohmera - wyraźnie
odwołujące się w jednej ze scen do genialnego finału „Zielonego
promienia” - „Przed północą” okazuje się jednak kinem
niełatwego optymizmu. Linklater, z pasją wytrawnego kolekcjonera,
ocala z monotonnej egzystencji bohaterów ostatnie przejawy
romantyzmu. Detale w rodzaju drobnego uśmiechu, ukradkowego
spojrzenia i strzępu rozmowy zyskują rangę fundamentów, na
których Jesse i Celine odbudowują podupadłe piękno ich relacji.
Strategia zastosowana w odniesieniu do pojedynczych bohaterów wydaje
się towarzyszyć Linklaterowi także w szerszym spojrzeniu na świat.
„Przed północą” stanowi próbę wskrzeszenia magii miłosnego
spotkania w rzeczywistości, w której relacje międzyludzkie
zastygają w ramach konwencji bądź przenoszą się w sferę
wirtualności. Brzmiałoby to może pretensjonalnie, gdyby nie
doskonałe poczucie humoru Linklatera. W niekończącym się
strumieniu dialogów docierają do nas dywagacje o zwyczajach
seksualnych Lecha Wałęsy, męsko – damskich stereotypach i
absurdalnych pomysłach na kolejne powieści Jesse'a. Wzbogaceni o
odbyte dyskusje i spędzony ze sobą czas, bohaterowie „Przed
północą” przetrwali najtrudniejsze godziny swej relacji. Już
teraz ciekawe wydaje się, co czeka na nich o poranku.
Ten film przecież zbyt wiele z poczuciem humoru nie ma. To film o życiu a nie komedia. Opowiada historie dość realistyczną chociaż nie do końca spójną w warstwie psychogicznej. To dobry film.
OdpowiedzUsuńMoja recenzja