niedziela, 7 lipca 2013

Zwiędła idylla - recenzja "Dziewczyny z lilią" Michela Gondry'ego






Nadmiernie krytykowana „Dziewczyna z lilią” zawodzi jako ekranizacja książki Borisa Viana, ale pozostaje jednocześnie całkiem niezłym filmem Michela Gondry’ego. Francuski reżyser traktuje słynną powieść jako pretekst do zainscenizowania rewii ekscentrycznych pomysłów. W pomysłowości swych kinofilskich fantazji, obejmujących tym razem nawiązania chociażby do „Fahrenheita 451” czy „Raportu mniejszości”,  chwilami zbliża się do poziomu „Be Kind Rewind”. Twórca „Jak we śnie” potrafi urzec bajecznie zainscenizowanym kadrem bądź błyskotliwym dowcipem. Dzięki temu świetnie sprawdza się jako poeta uczuciowej idylli, uśmiechnięty kronikarz związku Colina i Cloe. Kłopot z „Dziewczyną…” zaczyna się w momencie, gdy nastrój sielanki ustępuje atmosferze nieuniknionej straty. Gondry nie umie przekonująco oddać obecnej w powieści Viana wolty, która prowadzi do uwolnienia czającej się w tle goryczy. W reżyserskiej nieporadności Francuza kryje się jednak coś ujmującego. Zrealizowane bez pomysłu i od niechcenia sceny obrazujące nieszczęście bohaterów wydają się podszyte niezgodą na smutny koniec ich pięknego uczucia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz