Piotr Czerkawski:
Rozmawiamy na festiwalu we włoskim Lecce, ale chciałbym, żebyś przyjął ode mnie
najbardziej polski prezent z możliwych. To limitowana edycja Żubrówki.
Aki Kaurismaki: Bardzo
dziękuję. Z tego co wiem, macie w Polsce miejsce, w którym żubry żyją na
wolności. Jak ono się nazywa?
Puszcza Białowieska.
No właśnie! Swoją drogą, wiesz, że byłem kiedyś w Polsce?
Oczywiście. Nakręciłeś
tam część końcowych sekwencji z filmu „Leningrad Cowboys spotykają Mojżesza”.
Bardzo cenię zresztą te sceny. Udało ci się uchwycić Polskę w ciekawym momencie
zawieszenia między komunizmem, a kapitalizmem.
To wszystko prawda, ale po raz pierwszy odwiedziłem Polskę
już znacznie wcześniej, bo w 1965 roku. Miałem wtedy osiem lat i ojciec zabrał
mnie w wakacje na wycieczkę po demoludach. Wyobrażasz sobie? Dwóch Finów w
średniej klasy amerykańskim samochodzie przemierzało bezdroża socjalizmu.
Byliśmy wtedy w Rosji, w Polsce, na Ukrainie i dojechaliśmy aż do Rumunii. Z
wizytą w Bukareszcie wiąże się zresztą zabawna sytuacja. Kiedy byliśmy w
mieście, ulicą przejeżdżał akurat Ceaucescau. W momencie gdy nas mijał, ludzie podnieśli
ręce, by go pozdrowić, a ja odruchowo powtórzyłem ten gest. Gdybym wiedział
wtedy co to za drań, nigdy bym tego, rzecz jasna, nie zrobił.
(...)
Twoja młodzieńcza
biografia układa się we wzór ukształtowany przez twórców Nowej Fali. Tradycja
francuskiego kina wydaje się być dla ciebie szalenie ważna.
Staram się okazywać to nawet za pomocą najdrobniejszych
szczegółów. Między innymi dlatego poprosiłem, żeby małą rólkę w „Człowieku z
Hawru” zagrała moja przyjaciółka , która jest córką Jeana Vigo.
To niejedyny ukłon w
stronę kinofilów, który możemy dostrzec w tym filmie. Jedną z epizodycznych ról
gra w nim przecież Jean – Pierre Leaud, a więc ulubiony aktor Godarda i
Truffauta.
Pomyślałem, że to będzie interesujące. Jako czternastolatek
Leaud zagrał w „Czterystu batach”
chłopca, który jest bez przerwy prześladowany przez nieżyczliwych ludzi i
bezduszne instytucje. Pomyślałem więc, że pozwolę mu na małą zemstę i obsadzę w
roli donosiciela. Pewnie nikt nie zwrócił na to uwagi, ale dla mnie była to
bardzo ważne, wewnątrzfilmowe nawiązanie.
Skoro mowa o
Leaudzie, to bardzo smutne, że tak znakomity aktor właściwie nie istnieje we
współczesnym kinie. Poza tobą i Tsai – ming Liangiem mało kto decyduje się w
ogóle, by obsadzać go w swoich filmach.
Gdy Leaud na początku lat 90., zagrał u mnie w „Wynająłem
płatnego mordercę”, była to jego pierwsza główna rola od 17 lat. Niemniej,
jestem w stanie zrozumieć obawy reżyserów, którzy nie chcą z nim współpracować.
Jean – Pierre ma w sobie coś z prawdziwego szaleńca. Jest też trochę jak rzadki
kwiat, o który musisz troszczyć się bez
przerwy, bo inaczej od razu zwiędnie.
(...)
W twojej karierze
ceniłem zawsze umiejętność twórczego nawiązywania do klasyki literatury. Masz w
swoim dorobku między innymi wariacje na temat „Zbrodni i kary”, „Hamleta” czy
„Dziewczynki z zapałkami”. Zastanawiam się czy istnieją jeszcze jakieś książki, na których chciałbyś
odcisnąć swoje piętno?
Podpowiedz mi jakieś książki, a przeczytam je i zekranizuję.
Byłbym bardzo ciekaw
jak Aki Kaurismaki zaadaptowałby Raymonda Chandlera.
Uwielbiam Chandlera. Jeśli musiałbym zdecydować się na
ulubioną książkę, wybrałbym „Długie pożegnanie”, ale bardzo podobała mi się też
„Tajemnica jeziora”. Nawet dziś czyta się ją jak znakomity, trzymający w
napięciu kryminał. A przecież nie pada w nim ani jeden trup poza tym, którego
detektyw Marlowe odkrywa na samym początku opowieści. Tymczasem we w
dzisiejszej wersji takiej książki mielibyśmy pewnie do czynienia z masowym
mordercą i stertą zmasakrowanych ciał. Współczesna kultura cierpi na chorobę
przesady i przez to staje się dla mnie coraz mniej interesująca.
Choć twoje filmy są
pozbawione bezpośrednich odwołań politycznych, można dostrzec w nich bardzo
wyrazistą linię światopoglądową. Twoja wizja świata wydaje mi się akurat bardzo
bliska. Nie sądzisz jednak, że czasem polityka potrafi zabić piękno kina?
Prawdziwa sztuka potrafi obronić się przed takim
niebezpieczeństwem. Zacytuję Jeana – Luca Godarda: „Nawet jeśli nienawidzisz Johna Wayne'a za
jego wybory polityczne, kochasz go z powrotem, gdy bierze w ramiona Natalie
Wood w finale "Poszukiwaczy”.
Twojemu humanizmowi
towarzyszy także charakterystyczna wrażliwość społeczna. Zawsze wydawałeś mi
się w swoich filmach kimś w rodzaju ujmującego swoją szczerością,
socjalistycznego marzyciela.
Staram
się nie analizować nigdy swoich filmów, bo pewnie uznałbym je za bardzo słabe.
Powiedzmy, że jestem komikiem, który usiłuje być także socjalistą. Moje credo
brzmi: spójrzmy w oczy rzeczywistości, ale nie traćmy przy tym poczucia humoru.
Bez niego i bez wódki życie byłoby naprawdę nie do zniesienia.
Więcej w dzisiejszym wydaniu Dziennika
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz