czwartek, 10 stycznia 2013

Czeskie sprawy Bohdana Slamy









Bohdana Slamy nigdy nie za dużo. Kilka dni po polskiej premierze "Czterech słońc" i wrocławskim spotkaniu z reżyserem, które miałem przyjemność prowadzić, zamieszczam fragmenty mojego tekstu o reżyserze opublikowanego w styczniowym numerze miesięcznika HIRO

Bohdan Slama należy do najbardziej utytułowanych czeskich twórców swojego pokolenia. Wyreżyserowane przez niego „Szczęście” otrzymało przed kilku laty Złotą Muszlę na festiwalu w San Sebastian. „Cztery słońca” - najnowszy tytuł w dorobku reżysera - okazały się pierwszym czeskim filmem, który trafił do sekcji konkursowej na słynnym festiwalu w Sundance. Mimo wszystko, w kinie Slamy trudno zakochać się od pierwszego wejrzenia. Inaczej niż Petr Zelenka czy Jan Hrebejk, twórca „Dzikich pszczół” nie portretuje w swoich filmach barwnych perypetii wielkomiejskich ekscentryków. Slamę bardziej interesuje pozornie nieatrakcyjna codzienność prowincjuszy. Czeski reżyser lubi swoich bohaterów, ale rzadko kiedy po kumpelsku klepie ich po ramieniu. Zamiast tego przygląda się portretowanej rzeczywistości z filozoficznego dystansu. Dzięki przyjęciu tej perspektywy Slamie często udaje się jednak dostrzec więcej niż innym. Z polskiej perspektywy kontakt z twórczością reżysera może przede wszystkim pomóc w obaleniu stereotypów narosłych wokół naszych południowych sąsiadów. Filmy Slamy wydają się dla nas co najmniej tak dobrym przewodnikiem po dzisiejszych Czechach jak reportaże Mariusza Szczygła.



We własnym środowisku filmowym autor „Szczęścia” zyskał opinię trzymającego się na uboczu ekscentryka. Slama zrobił wiele, by na nią zapracować. Od większości kolegów po fachu różni go chociażby stosunek do czechosłowackiej Nowej Fali. Podczas gdy inni reżyserzy urodzeni w latach 60. starają się raczej podkreślać dystans do narodowej klasyki, Slama nie ukrywa swych inspiracji dawnymi mistrzami. Późniejszy twórca „Mojego nauczyciela” zdobywał zresztą reżyserskie szlify jako asystent pierwszej damy czeskiego kina- Very Chytilovej. Już po swoim pierwszym filmie - „Dzikie pszczoły” zasłużył natomiast na porównania do samego Milosa Formana.


Debiut Slamy wyraźnie zrywa z rozpowszechnioną w czeskim kinie sielską wizją prowincji. „Dzikie pszczoły” kłują widza sugestywnym do bólu portretem małomiasteczkowej beznadziei. Pozbawieni perspektyw i karmiący się niemożliwymi do spełnienia marzeniami bohaterowie wzbudzają skojarzenia z indywiduami sportretowanymi w Formanowskim „Pali się, moja panno”. Kino Slamy łączy z wczesnymi dziełami mistrza jeszcze jedno. Choć twórca „Dzikich pszczół” jak ognia unika otwartego wypowiadania się o polityce, w jego filmach wyraźnie da się dostrzec ostrą diagnozę czeskiej rzeczywistości. Sceneria z debiutu reżysera przypomina dobrze znane z naszych realiów popegeerowskie slumsy. W krainie powszechnego bezrobocia, zrujnowanych budynków i podłych barów równie nieatrakcyjne muszą okazywać się ludzkie życiorysy. O tym, że Slama ma na celu rzetelny portret pewnego wycinka czeskiej rzeczywistości może świadczyć sama struktura filmu. Zamiast opowiadać historię pojedynczych bohaterów, reżyser postanowił pochylić się nad całą lokalną zbiorowością.

(....)

Więcej w styczniowym  HIRO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz